Odcinek 7: Odwar
Opis odcinka: Halina jest chora, więc leczy się ziołami od pewnej tajemniczej zielarki. Wkrótce zdrowieje. Ferdek jest nieufny zielarce, postanawia więc sprawdzić, skąd one pochodzą. W tym celu ma zamiar się przeziębić.
Scena 1 (przedpokój Kiepskich, Ferdek przeczesuje szufladę, wchodzi Halina)
Ferdek: Oj, bida, bida... O, Halińcia, nie dałabyś mi, kurde, dziesięciu złotych może?
Halina: Po co?
Ferdek: No... Halińcia... Puszkę piwa chciałem se kupić.
Halina: Jedną czy pięć?
Ferdek: No jedną kurde
Halina: Dam ci, jak znajdziesz moją kurtkę.
Ferdek: Halińcia, przecie w szafie masz kurtkę... (idzie do salonu, otwiera szafkę, przewraca ubrania) No ni ma!
Halina: Ni ma, ni ma, a śmieci trzeba wyrzucić.
Scena 2 (kontener przed kamienicą, Halina wyrzuca śmieci)
Halina: Jezus Maria, co za ziąb!
(przychodzi Boczek w zimowym ubraniu)
Boczek: A! Dzień dobry, pani Halineczko. A co pani tak we samej bluzeczce, jak na dworze takie zimno jest?
Halina: A daj pan spokój, kurtkę mi ktoś podpieprzył.
Boczek: Pani wraca do domu, bo się pani zaziębi, w mordę jeża.
Halina: Tak tak, idę już.
(Halina odchodzi)
Boczek: Brrr! Faktycznie zimno!
Scena 3 (sypialnia, Halina leży w łóżku, Ferdek przynosi rosół)
Ferdek: Halińcia, rosołek ci przyniesłem.
Halina: (okropnie kaszle) Dziękuję ci, Ferdziu.
Ferdek: Oj, Halińcia, Halińcia. Co ty byś, kurde, beze mnie zrobiła, co?
Halina: (kaszle) Co ty byś zrobił, gdyby Paździoch też nie zachorował i Paździochowa by rosołu nie nagotowała?
Ferdek: A tam, to tam dupa z tym.
Halina: Ferdziu, bez wyrazów. Z kobietą rozmawiasz.
Ferdek: I jeszcze jedno, Halińcia. Bo tu taka przyszła, kurde, baba taka, zielarka.
Halina: Nie wpuszczaj jej.
Ferdek: Dobre, tylko że ona se już do salonu weszedła.
Halina: O Jezu!
(z salonu krzyczy zielarka)
Zielarka: Długo tam jeszcze mam czekać?
Ferdek: No, Halińcia...
Halina: (kaszle) Czekaj ty, będziesz chciał jeszcze kasy na piwsko!
Scena 4 (salon, zielarka siedzi na fotelu Ferdka, Halina siada na drugim fotelu)
Zielarka: Nareszcie! Ile można czekać?
Halina: Słucham, czego pani chce?
Zielarka: Widzi pani, przyszłam tu, bo...
(Halina przeraźliwie kaszle)
Zielarka: No właśnie, na całym osiedlu słychać, jak pani kaszle.
Halina: I pani usłyszała?
Zielarka: Nie no, ja mam stoisko tuż pod tą kamienicą, więc słyszę, jak pani kaszle. I słyszę wiele innych rzeczy. Tak czy owak, przyniosłam pani trochę ziół na kaszel.
Halina: Ale nie, nie trzeba, ja biorę syrop na gardło i rosół z lubczykiem.
Zielarka: A tam, syrop i rosół to pani od dwóch tygodni bierze i gówno pomaga.
Halina: A skąd pani wie?
Zielarka: Dwa tygodnie pani kaszle, to i dwa tygodnie się pani leczy, prawda?
Halina: No prawda...
Zielarka: Prawda! Ja pani mówię, (wyciąga puszkę) tutaj zestaw ziół na rano, (wyciąga drugą puszkę) i na wieczór.
Halina: A tu jest to rano?
Zielarka: Nie!
Halina: No, ale puszki są takie same.
Zielarka: To co? Puszki takie same to i zawartość taka sama? Nie, nie. Weźmie pani te na wieczór z rana, to pani będzie cały dzień rzygać.
Halina: No, ale skąd będę wiedziała, które jest na rano, a które na wieczór?
Zielarka: Racja. Nikt nie pyta. Pani czeka, ja podpiszę.
(zielarka wyciąga marker, na jednej puszce pisze "RANO", a na drugiej "WIECZUR")
Halina: Teraz lepiej!
Zielarka: Cholera, tylko czy ja to dobrze podpisałam? Dobra tam, nieważne. Na czczo albo popić wodą. Tylko wodą. Nie sokiem, nie piwskiem, tylko wodą.
Halina: Ja i tak nie piję piwa.
Zielarka: Dobra, dobra. Jedna taka też się zarzekała, że niepijąca, a jak do niej znienacka przyszłam, to nachlana w trzy dupy. A jednej to z ciśnienia łeb wypierdzieliło przez okno.
Halina: Nie, ja nie piję.
Zielarka: A ja piję! Sporo! Dobra, idę sobie, bo mam jeszcze jednego chorego, też w tej kamienicy.
Halina: Pana Paździocha?
Zielarka: Tak, Paździocha. Dobra, ja idę. Dowidzenia.
Halina: Do widzenia.
Scena 5 (salon, Halina, Jolasia, Waldek, Mariola i Ferdek jedzą obiad)
Halina: No mówię wam, dzieci, po tych ziołach, to kaszel przeszedł jak ręką odjął.
Jolasia: Naprawdę? To ja sobie może trochę kupię, zakupię, bo na dworze zimnutko, chłodniutko, a mnie coś bierze chyba bynajmniej.
Waldek: A, a, a, ile to, mamciś, kosztuje?
Halina: Wiesz co, Waldusiu? Za zioła na rano i wieczór zapłaciłam sto dwadzieścia złotych.
Ferdek: Ja pierdzielę, Halińcia. Sto dwadzieścia złotych, kurde? Moje ciężko zarobione pieniądze na jakieś zielone gówno wydałaś?
Halina: Ferdek, ty nie zarobiłeś tych pieniędzy, tylko ja, a to była bardzo poważna sprawa. Ja już dwa tygodnie chora byłam i poprawy nie było.
Ferdek: No ale za sto dwadzieścia złotych?
Mariola: Ojciec, a od kiedy ty tak o pieniądze dbasz, co?
Ferdek: Milcz, nie interesuj się!
Jolasia: Mamciś, a pożyczyłabyś troszkę pieniążków na tę inwestycję?
Ferdek: Halińcia, nie dawaj!
Halina: Cicho, Ferdek. Zaraz przyniosę portfel.
(Halina odchodzi)
Waldek: Jolancia, a ja żem jeszcze nie słyszałem, żebyś ty chora była, wiesz?
(Jolasia udaje kaszel)
Jolasia: A teraz?
(nadal udaje kaszel)
Scena 6 (sypialnia, noc, Ferdek i Halina leżą w łóżku)
Ferdek: Nie no, ja po prostu nie mogie uwierzyć, żeś ty pożyczyła jej te pieniądze, kurde.
Halina: A co, synowej miałam nie pożyczyć?
Ferdek: No dokładnie, bo to, kurde, proszę ja ciebie, złodziejka jest, bo mnie frytownicę ukradła i Walduś, mój syn pierworodny, przez nią zgłupiał jeszcze bardziej.
Halina: Co ty nie powiesz?
Ferdek: Ja ci więcej powiem. Ty też, Halińcia, głupia, bo jej, kurde, kasę na głupoty dajesz, kurde, a ona potem jeszcze jedzenie od nas podpieprza.
Halina: A to w takim razie pan mądraliński natychmiast się udaje na kanapę.
Ferdek: Wiesz co, Halinka? Ja pójdę, ale pamiętaj, żem ja cię ostrzegał przed tą złodziejką.
Halina: Idź już, idź. Arrivederczi Roma.
(Ferdek odchodzi)
Scena 7 (mieszkanie Paździochów, Marian rozmawia z Ferdkiem)
Marian: Panie, to ciężka sprawa. Widzi pan, u mnie też była.
Ferdek: I co?
Marian: I gówno! Jak pan widzi, jestem zdrowy. Pańska żona zresztą też.
Ferdek: Panie Paździoch, ale mnie coś tu nie gra, kurde. Przecie ona sto dwadzieścia, kurde, nowych złotych za to bierze.
Marian: Naprawdę? A Helena mówiła, że cztery dyszki wzięła.
Ferdek: No widzi pan, a to gówno prawda jest.
Marian: Proszę pana, ja mogę panu sprawdzić, z jakiego źródła pochodzą te zioła sprzedawane przez tę zielarkę, ale jest mały problem.
Ferdek: Jaki?
Marian: Będą potrzebne te zioła!
Ferdek: Nie, panie, moja żona już wszystko wyżarła, i jeszcze synowej mojej, złodziejce pierdzielonej, trochę oddała, kurde.
Marian: Dlatego musimy to rozegrać inaczej.
Ferdek: Jak?
Marian: Będzie pan się musiał przeziębić. Wtedy zielarka do pana przyjdzie, pan zakupi te zioła i przyniesie mi. Ja załatwię resztę.
Ferdek: Dobre, ale pan się nie może zaziębić?
Marian: Proszę pana, ja już byłem chory, więc to by trochę dziwnie wyglądało. Poza tym to może być bardzo niebezpieczne dla mojego życia lub zdrowia.
Ferdek: Niech będzie, kurde.
Scena 8 (kontener przed kamienicą, Ferdek w samej koszulce wyrzuca śmieci)
Ferdek: Kurde, faktycznie zimno.
(przychodzi Boczek w zimowym ubraniu)
Boczek: A! Witam pana, panie Ferdku. A co pan se tak w samej koszulkie w takie zimno chodzi? Najpierw se tak pani Halineczka chodziła, a tera, w mordę jeża, pan.
Ferdek: Chcesz pan wiedzieć?
Boczek: No jak nie, jak tak.
Ferdek: No to ja panu wszystko powiem, kurde, ale pan mi musi pomóc.
Boczek: No dobre, ale nie za darmo.
Ferdek: A czego pan chcesz?
Boczek: Kiełbasy, w mordę jeża.
Scena 9 (sypialnia, Ferdek leży w łóżku, Halina niesie rosół)
Halina: Ferdziu, nadjeżdża rosół z lubczykiem.
Ferdek: A idźże, Halińcia (kaszle) rosół tam gówno pomoże. Ci nie pomógł, mi nie pomoże.
Halina: Dobra, dobra, jedz. Co ci w ogóle do łba strzeliło, żeby na dwór w koszulce samej iść? Przecież ci tydzień temu dziesięć kurtek zimowych nakupowałam. A teraz się dzieje, oczywiście, to.
Ferdek: Halińcia, ja już tego, kurde, nie mogie słuchać. (kaszle) Piwa bym się napił.
Halina: Mowy nie ma. Nie mogę już słuchać tego twojego charcholenia. Zielarkę ci przyprowadziłam.
Ferdek: I bardzo dobrze, i gitara!
(Halina wychodzi, wchodzi zielarka)
Ferdek: Dzień dobry.
Zielarka: Dla kogo dobry, dla tego dobry. Psia pogoda i wszyscy chorują teraz.
Ferdek: No właśnie, (kaszle) nie miałaby pani może jakichś ziół na, kurde, kaszel, ażeby wyzdrowieć może?
Zielarka: No mam, mam. Tylko, cholercia, burdel se zrobiłam w tej torebce (grzebie w torebce) Jest. (wyciąga dwie identyczne puszki) Jedna na rano, druga na wieczór.
Ferdek: A która jest na rano, a która na wieczór?
Zielarka: (przygląda się puszkom) Kur(PIIP), nie wiem. Zaraz... (wyciąga mazak, na pierwszej puszce pisze "RANO", na drugiej "WIECZUR"). Ta jest na rano, a ta jest na wieczór. Albo na odwrót, tego nie wiem.
Ferdek: Czyli co?
Zielarka: Jajco! Rano pan bierze rano, a wieczór wieczorem. Można popić, ale broń Boże wódką czy piwskiem.
Scena 10 (mieszkanie Paździochów, Marian rozmawia z Ferdkiem)
Marian: Tak jak pan mnie prosił, panie Ferdku, sprawdziłem źródło tych ziół.
Ferdek: No i?
Marian: No i te zioła są gówno warte. Pochodzą z Polski, warte są jakieś dziesięć złotych.
Ferdek: Poważnie?
Marian: Powiem więcej, one w ogóle nie pomagają. Ja i pańska żona, Halina, wyzdrowieliśmy tylko dlatego, że leżeliśmy w łóżku w ciepłym mieszkaniu.
Ferdek: Nie no, ja pierdzielę, ja normalnie temu babsztylowi zasadzę legalnie kopa w dupę.
Marian: To jeszcze nie jest najgorsze. Otóż zielarka ta sprzedała tylko tym miesiącu sześćdziesiąt osiem puszek ziół. Razem osiem tysięcy sto sześćdziesiąt złotych.
Ferdek: O ja pierdzielę!
Marian: A wie pan, kto ich kupił najwięcej?
Ferdek: Kto?
(wchodzi Helena)
Helena: Marian, co ty tu pieprzysz? Pomóż mi poukładać zapas puszek.
Ferdek: Jakich puszek?
Helena: Z ziołami. Kupiłam dwadzieścia cztery na zapas.
Marian: Już idę, Helutka. Już idę.
(Marian i Helena odchodzą, Ferdek bierze łyk wódki)
Scena 11 (korytarz, zielarka wchodzi na korytarz, z mieszkania wychodzi Ferdek)
Zielarka: A dzień dobry, panie Ferdynandzie, dzień dobry. Jak ziółka? Pomogły?
Ferdek: (z szyderczym uśmiechem) Pomogły.
Zielarka: To dobrze, bo pan mi jeszcze nie zapłacił za te ziółka. Dwie puszki na rano i dwie na wieczór. Razem dwieście czterdzieści złotych.
Ferdek: Proszę. (wyciąga dwadzieścia złotych, daje zielarce)
Zielarka: Co to jest? Co to za marne grosze?
Ferdek: Proszę panią, ja żem, kurde, wszystko wiem i wiem, że pani, kurde, kasę wyłudza.
Zielarka: Jaką kasę?
Ferdek: Pani zioła są gówno warte i tera pani ma przesrane.
Zielarka: Najpierw to musi mnie pan złapać.
(zielarka wybiega, w drzwiach napotyka Boczka)
Boczek: A dokąd to, kuźwa?
Zielarka: Dobra. Czego chcecie? Ja zapłacę!
Ferdek: No to umawiamy się tak. Skrzynka wódki i dziesięć win.
Boczek: I jeszcze kiełbasy, w mordę jeża.
Ferdek: To jak będzie?
Zielarka: Dobra. Skrzynka wódki, dziesięć win i kiełbasa.
Ferdek: Miesięcznie.
Zielarka: (zdenerwowana) Dobra. Zgadzam się!
Ferdek: No i gitara!
KONIEC
WYSTĄPILI:
Ferdek - Andrzej Grabowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Mariola - Barbara Mularczyk
Waldek - Bartosz Żukowski
Jolasia - Anna Ilczuk
Paździoch - Ryszard Kotys
Paździochowa - Renata Pałys
Boczek - Dariusz Gnatowski
GOŚCINNIE WYSTĄPILI:
Zielarka - Grażyna Zielińska
Pabfer pisze:Poza tym miło, że dałeś Boczkowi większą rolę niż obecnie twórcy.
Pabfer pisze:Następna podobna cecha- dobrze, że jest tu przyzwoita ilość Boczka.
Oj, zawiedziesz się, jak przeczytasz mój następny scenariusz, który pojawi się już wkrótce.