"Renta" - na podstawie pomysłu użytkownika
Szymi1
Scena 1. Korytarz. Ferdek wychodzi z mieszkania, na korytarz wchodzi Boczek ze złamaną nogą.
Ferdek: Gdyby kózka nie skakała to by nóżki nie złamała! Co, panie Boczku? (śmieje się)
Boczek: A idź pan, w mordę jeża. Jaki ja głupi żem jest!
Ferdek: A dlaczego?
Boczek: Bo to był głupi wypadek. Żem se banana jadł, a skórkę rzuciłem na podłogę, i jak żem wychodził z kuchni, bo kiszeczke przygotowywałem to żem kuźwa się poślizgnął. Jak sie nie wydupcyłem! Noga złamana we dwu miejscach normalnie!
Ferdek: Ja to wiedziałem, że pan to żeś jest debil, kurde!
Boczek: Panie, nie obrażaj pan dobre?
Ferdek: Do wesela się zagoi jak to mówili starożytni Czesi! (śmieje się) A teraz przepuść mnie pan, bo potrzebę mam.
Ferdek wchodzi do WC.
Boczek: Jak dobrze, że ja se mam odszkodowanie za tą nózkie...
Ferdek nagle wychodzi z toalety.
Ferdek: Jak odszkodowanie?
Boczek: No panie, 1500 zł piechotą nie chodzi! Chyba se jeszcze drugą złamie to na poloneza będę miał, w mordę jeża! (cieszy się)
Scena 2. Salon. Ferdek zaniepokojony rozgląda się po pokoju siedząc w fotelu.
Ferdek: Kurde, Boczek świnia jedna, pazerna nogę se złamał i jeszcze mu za to w tym ZUS-ie złodzieje płacą.
Nagle patrzy na zdjęcie Babki Kiepskiej wiszące na ścianie.
Ferdek: O kurde! Babunia! I rentka! Ja pierdziele! (śmieje się i podnosi palec wskazujący w górę)
Scena 3. Sypialnia. Ferdek z Halinką leżą w łóżku, Halinka zasypia.
Ferdek: Halincia, śpisz?
Halinka: Śpię, bo co?
Ferdek: A bo tak se myślę...
Halinka: Nie dam Ci Ferduś, bo nie mam.
Ferdek: Ale mnie się nie o to rozchodzi no! ...Ja se tak myślę, o naszej nieodżałowanej babuni, mamusi Twojej - Rozalii Kiepskiej.
Halinka: Ferdek, to co teraz powiedziałeś, w twoich ustach brzmi co najmniej dziwnie.
Ferdek: Może ja dla Babki miły za jej żywota zbytnio nie byłem.
Halinka: W ogóle nie byłeś, kanalio!
Ferdek: Ale ja se teraz zdaje sprawę, jak to ona miała tu dobrze za żywota, co nie? Rentkę listonosz Edzio przynosił, ona to normalnie miała życie jak we Madrycie! (cieszy się)
Halinka: Ferdek, co ty pieprzysz?! Co jej z tej renty zostawało, jak ty ją okradałeś z pieniędzy? Ona biedna nawet na chleb nie miała, a ty na piwsko zawsze!
Ferdek: Ale Halincia, czas przeszły - dokonany! Nie ma co wracać do przeszłości! Ja to se tak myśle, no bo ja już stary żem jest. Noga mnie sie nie rucha, biedro mnie boli, jak gazetę se czytam to we okularach. Normalnie, starość nie radość!
Halinka: To wszystko przez tę twoją wódkę i to obrzydliwe piwsko!
Ferdek: A idźże, idźże. Mnie to sie rozchodzi o to, żebym ja se te rentę dostawał, kurde!
Halinka: W życiu, Ferdek! Ty jesteś jeszcze sprawny, żeby podnieść swój tyłek i pójść do pośredniaka szukać pracy! Dobranoc.
Ferdek: Dobranoc... Zobaczysz, kurde. Jeszcze docenisz tego pomysła.
Scena 4. Korytarz. Ferdek wychodzi z WC, na stołku siedzi listonosz Edzio.
Ferdek: O kurde! Pan Edziu! Panie Edziu, wie pan, nieprzyjemna sprawa. Coś mnie rypło gdzieś tam w kręgosłupie i teraz jak podesrany chodzę zgięty w pół... Nie znalazła by się tam u pana w torbie jakieś odszkodowanko, albo rentka?
Edzio: Takiego wała! (pokazuje "gest Kozakiewicza" i się śmieje)
Scena 5. Salon. Obiad rodzinny.
Ferdek: Łoj jak boli, łoj jak boli!
Waldek: A co cię tak tatuś boli, kurna?
Ferdek: Widzisz synuś, tak mnie życie potraktowało. Praca, praca, praca i widzisz jak skończyłem?
Halinka: Ferdynand! Przestań pieprzyć głupoty Waldusiowi! Walduś, synku, tatusiowi nic nie jest, czuje się jak ryba w wodzie, tylko boli go to że nie ma pieniędzy na piwsko.
Waldek: Nie rozumie.
Halinka: Bo tatuś pragnie zarobić, a się nie narobić.
Jolaśka: Eee, ja to od dawna wiem, że tatko nasz to symulant jest, aktor pierwsza klasa, bynajmniej!
Ferdek: A ty też nie gorsza. Z drzewa się takie coś urwało, i teraz chodzi mnie po domu i wyżera jedzenie z lodówki!
Halinka: Ferdek, proszę Cię, nie obrażaj Jolasi.
Ferdek: Bo co, kurde?!
Mariolka: Ale ojciec, jak chcesz zarobić to jedz normalnie za granice, do Anglii albo Holandii.
Ferdek: Ja żem patriota jest, i ja se mojego kraju opuszczać nie będę! I nie będę za tą granicą po afrykańskiemu pierdzielić jak małpa jakaś!
Mariolka: No to jedynym wyjściem jest pośredniak.
Ferdek: Nie pójdę tam!
Halinka: Tak, tak. Bo nie ma pracy dla ludzi z Twoim wykształceniem. Znamy tą śpiewkę juz wszyscy Ferdziu.
Scena 6. Kuchnia. Ferdek wyjmuje wszystkie spodnie z pralki i szuka w nich pieniędzy.
Do kuchni wchodzi załamana Halinka z pracy.
Halinka: Ferdek, możesz mi powiedzieć co ty robisz?
Ferdek: A patrzę se, czy te spodnie to jeszcze na mnie pasują, bo mnie się tak wydaje, że ja żem schudł ostatnio, i to dużo.
Halinka: Nie załamuj mnie bardziej...
Ferdek: A co się stało?
Halinka: Stawki nam ten zasrany dyrektor w tym szpitalu obniżył! Ku*wa mać!
Ferdek: To ile ty teraz będziesz zarabiać?
Halinka: Mniej Ferdek! Wyjmij tam z szafki za garnkami stoi pół litra, muszę się napić.
Ferdek: Jakie pół litra, kurde?
Halinka: Wódka, jełopie.
Ferdek szybko wyjmuje flaszkę i ją otwiera.
Ferdek: Co mi kurde nic nie mówisz? Ja drugi dzień o suchym pysku chodzę, a tu procenty uciekają, ja pierdziele.
Halinka: Wiesz co Ferdek, ja się tak teraz zastanawiam, że ty jednak miałeś racje.
Ferdek: Ale z czym racje miałem?
Wypijają kieliszek wódki.
Halinka: Z tą rentą, potrzebujemy pieniędzy, bo na tej mojej wypłacie to długo nie pociągniemy.
Ferdek: Widzisz Halincia, ja zawsze mam racje i ja zawsze trzeźwo myślę w tym domu!
Halinka: Dobra, dobra, skończ już z tym wywyższaniem. Leć szybko do piwnicy, w naszej szafce schowałam wszystkie dokumenty.
Ferdek: No dobre, kurde. Ale jakie dokumenty?
Halinka: Wypisy i inne gówna, chodzi o twoje choroby i złamania durniu.
Scena 7. Piwnica. Ferdek wyjmuje z szafki całą stertę papierów, do piwnicy wchodzi Paździoch z wiaderkiem.
Ferdek: O, pan Paździoch! Dzień dobry! A co pan tu tak tym wiadrem wymachujesz? (śmieje się) Na grzyby się pan wybierasz?
Marian: Po ziemniaki przyszedłem, nie nakręcaj się pan tak.
Ferdek: O, ziemniaczki. Bardzo dobre, a jakie tanie!
Marian: Panie karwasz twarz, przestań pan pieprzyć bzdury! Paliłeś pan coś?
Ferdek: Nic nie paliłem, po prostu otwierają się przede mną nowe drogi życiowe. (cieszy się)
Marian: Jakie drogi?
Ferdek: Szerokie i długie kurde! (śmieje się) Coś czuje, że w przyszłym tygodniu będę najbogatszym mieszkańcem tej kamienicy!
Marian: Bo co?!
Ferdek: Bo to! (pokazuje papiery)
Marian: Aaa, rentka ma się rozumieć. Widzę, że to tradycja u państwa. Najpierw świętej pamięci babcia, a teraz pan.
Ferdek: Tradycje rodzinne nigdy nie umierają!
Marian: No zobaczymy, zobaczymy. (podstępnie się uśmiecha) Czy wszystko pójdzie jak po maśle.
Ferdek: Nie czarnowidz pan, nie czarnowidz! I skończ pan już to swoje pierdolamento, bo nie mam czasu na rozmowy z panem o zupie i o dupie. Do widzenia. (wychodzi)
Marian: Do widzenia, do widzenia! Kup se trąbkę do pierdzenia! (śmieje się)
Scena 8. Sypialnia. Halinka sprawdza dokumenty, Ferdek rozmyśla.
Halinka: No, ja mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie sprawnie!
Ferdek: A co ma Halinka pójść nie tak? Wszystko jest pod kontrolą! Ja żem na takie groźne choroby chorował, że ja te pieniądze powinienem już mieć w ręce, i to nie złote tylko Euro, kurde!
Halinka: No tak, ale na wszystko ostatecznie musi się zgodzić lekarz.
Ferdek: Jak lekarz? Edzio przychodzi, daje kopertę, ja podpisuje i szlus, nie ma tematu!
Halinka: Nie, Ferdziu. Tak się nie da. Przyjdzie do nas lekarz, jak da potwierdzenie to mamy pieniądze, jak nie da to żyjemy w nędzy na mojej nędznej wypłacie.
Ferdek: O kurde...
Halinka: To dobranoc Ferdziu, miłych snów! (wyłącza światło)
Pojawia się sen Ferdka. Park (greenbox) Ferdek bogato ubrany z banknotami w ręku spaceruje, podchodzi Badura.
Badura: Panie Ferdku, dołożysz mnie się pan do wina 2 złote, bo mnie karwa kawka brakło.
Ferdek: A może być dwadzieścia? Bo akurat nie wziąłem drobnych.
Badura: Jeżeli taka jest potrzeba, to nie widzę przeciwwskazań! (śmieje się)
Ferdek podaje mu pieniądze.
Badura: Karwa kawka, jak pan żeś jest taki hojny to ja panu wino kupie!
Ferdek: Nie, nie trzeba. Ja nie pijam tanich jaboli, tylko dobre Czin Czin.
Badura: A no chyba, że tak. To się w takim razie dwoma zrobię i pójdę spać!
Kolejny sen. Sklep "U Stasia" (wnętrze, greenbox).
Ferdek: Pani Malinowska, dwie małpki poproszę, na jednej nóżce!
Malinowska: Na zeszyt pewnie, pasożycie jeden byś chciał.
Ferdek: A w życiu! Proszę mnie nie porównywać do marginesa społecznego!
Malinowska: No nie wierzę! Pan Ferdek będzie płacił? Co to za święto dzisiaj mamy?
Ferdek: Proszę sobie nie ironizować, pani Malinowska! A za zeszyt jaki dług mnie tam wyszedł?
Malinowska: Pięć stówek.
Ferdek wyjmuje pieniądze.
Ferdek: Proszę bardzo.
Malinowska: A nie, przepraszam! Dwa razy tyle.
Ferdek: Nie ma sprawy. (uśmiecha się)
Ferdek przestraszony nagle się budzi.
Ferdek: O kurde!
Halinka: Ciszej Ferdek, cisza nocna jest.
Ferdek: Ale sna żem miał!
Halinka: A gówno mnie twoje sny obchodzą.
Ferdek: Ale posłuchaj mnie, najpierw Badura poprosił mnie, żebym mu się dorzucił do wina.
Halinka: O, to naprawdę ciekawe.
Ferdek: No właśnie, potem kupowałem u Malinowskiej dwie małpki.
Halinka: A jakie to prawdziwe! I pewnie jeszcze na zeszyt wziąłeś?
Ferdek: No właśnie kurde nie! Zapłaciłem za wszystko, a chwile potem siedziałem na chodniku razem z Boczkiem i żebrałem o pieniądze. I jak mi to wytłumaczysz Halinka?
Halinka: Nie wiem. Daj mi spać, bo ja jutro mam po co wstawać, a ty niekoniecznie. A, i nie zapomnij, że jutro lekarz przychodzi.
Scena 9. Salon. Ferdek ubrany w koszule siedzi w fotelu, wchodzi Halina.
Halinka: Pamiętaj Ferdziu, pieniądze już prawie są nasze. Wystarczy, że jeszcze dobrze nakłamiesz i dupe mamy uratowaną.
Ferdek: A co ty myślisz? Że ja kłamać nie umiem?
Halinka: Nie wątpię, że potrafisz. (uśmiecha się)
Nagle rozchodzi się pukanie do drzwi.
Halinka: Prosimy!
Do salonu wchodzi Marian Paździoch ubrany w biały fartuch lekarza z teczką.
Ferdek: Panie Paździoch, nie świruj pan tylko wypierdzielaj pan, bo my tu czekamy na ważnego gościa.
Marian: Pan mnie chyba nie poznaje, panie Ferdku.
Ferdek: Jak nie poznaje, jak poznaje. Nie rób pan ze mnie durnia!
Marian: Pozwolicie państwo, że się przedstawię. Lekarz-orzecznik Marian Janusz Paździoch.
Halinka: O kurde.
Scena 10. Kuchnia. Ferdek z Boczkiem siedzą przy stole. Boczek ma złamane obie nogi.
Ferdek: U pana też był?
Boczek: Był, w mordę jeża! I wiesz co mi powiedział?
Ferdek: No mów pan.
Boczek: "Jak masz pan dwie nogi złamane, to nie upoważnia to pana do tego, żeby dostać odszkodowanie, ponieważ możesz pan chodzić na rękach" Tak mi w mordę jeża powiedział lekarz orzecznik zasrany!
Ferdek: E, to jeszcze nic panie Boczek. Wiesz pan co mi ta menda powiedziała?
Boczek: No, co?
Ferdek: "Ponieważ pan nie darzy mnie sympatią, a ja nie darzę pana, to nie widzę sensu, żeby dać panu tą rentę". I wiesz pan, co ja mu na to odpowiedziałem?
Boczek: No jak?
Ferdek: Spieprzaj dziadu! (oboje się śmieją)
Boczek: Życie to jest jednak niesprawiedliwe, już żem miał marzenia, że se będę tym polonezem po podwórku tak kręcić!
Ferdek: Jak kręcić, jak pan prawa jazdy nie masz?
Boczek: I co z tego? Ja żem się naoglądał tych filmów wyścigowych to wiem jak się jeździ.
Ferdek: A daj pan spokój! Ja to se tylko czekam, jak tego Paździocha za dupe złapią i skończy sie tym, że to do niego przyjdzie jakiś lekarz i wyroluje tą mendę!
Boczek: Trzymam kciuki, panie Ferdku!
Ferdek: A teraz koniec tych smutków i żalów, bo to nie jest brazylijska telenowela! (wyciąga flaszkę na stół i rozlewa wódkę do kieliszków) Bo na bóle duszy i ciała to wódka najlepiej działa! (śmieje się)
Scena 11. Mieszkanie Paździochów. Marian siedzi na kanapie ze złamaną ręką, w czepku i w szlafroku. Helena karmi go posiłkiem.
Helena: Marian, ty kretynie! Nie spodziewałam się, że będę musiała karmić takiego dziada!
Marian: Nie krzycz jędzo, dawaj mi tu te otręby!
Helena: Osz ty szczurze jeden! Trzeba było nie biegać za tym kundlem jak debil to byś sobie tej ręki nie złamał!
Marian: Jak on mi szczał na felgę od Wartburga!
Helena: I bardzo dobrze robił!
Marian: Helena, dlaczego w Tobie tyle nienawiści?
Helena: Los ci się odwdzięczył, i ja mu za to dziękuje. Bawić się zachciało staremu dziadowi w lekarzy! I zapomnij o odszkodowaniu, ja już im tam w tym ZUS-ie powiedziałam, żeby ci zabrali połowe z tych twoich składek.
Marian: Helena! To skąd ja ci teraz pieniądze wezme?
Helena: Na bazar zapieprzać kalesony sprzedawać, bo zima idzie, i zimno w dupe wieje!
Marian: Ale jak ze złamaną ręką?
Helena: Srak! Masz jeszcze lewą!
Marian: Ale ja jestem praworęczny!
Helena: A gówno mnie to obchodzi. Nie wpuszczę do domu jak pieniędzy nie będzie!
Marian: Karwasz twarz.
Scena 12. Paździoch puka do drzwi Kiepskich z bukietem kwiatów w ręce. Otwierają Ferdek i Boczek siedzący na wózku.
Ferdek: Zobacz panie Boczek, kto do nas zawitał!
Boczek: O! Lekarz-orzecznik Marian Janusz Paździoch! A co to się doktorowi w rączkę stało?
Ferdek: Biedactwo, ciekawe czy odszkodowanie dostał? Co panie Boczku?
Boczek: A kto by takiej mendzie dał?
Marian: Panowie, czy pozwolicie mi dojść do słowa?
Ferdek: No gadaj pan, tylko powiedz pan jeszcze na cholerę panu te kwiaty jak tu nikt nie umarł i pogrzebu żadnego nie ma, kurde.
Marian: Chciałem panów bardzo przeprosić za to co powiedziałem wczoraj.
Boczek: I kwiatami pan nas przepraszasz? Zdurniał żeś pan do reszty już?
Ferdek: Niestety, ale nie przyjmujemy przeprosin w takiej formie.
Marian: No to co mam zrobić karwasz twarz?!
Ferdek: Ganiać do Malinowskiej po pół litra, albo najlepiej po litra!
Marian: I tyle?
Ferdek: A skąd! (śmieje się) Będziesz nam pan jeszcze długo, długo służył! (śmieje się razem z Boczkiem)
Koniec.
Jak oceniacie?