WAŻNE:
Pomóż przetrwać forum - zbiórka na dalszą działalność! Przekaż dowolną kwotę przelewem poprzez PATRONITE lub PAYPAL
- KLIKNIJ po szczegóły!
Możesz nas wesprzeć poprzez: Blik, przelew SMS | PATRONITE.PL || PayPal.com (kliknij: paypal lub płatność kartą)
Dla osób, które pomogą ranga Zasłużeni + wyróżnienie nicka kolorem i pogrubieniem. DZIĘKUJEMY!
Na plus:
+ "temperaczka" i rozmowa ojca z synem,
+ wizyta emeryta,
+ Halinka wyliczająca co mają w Biurze,
+ teksty o moczu i wyprostowaniu igły,
+ rewelacyjna scena 4
+ tekst o tym, że z groszem wyszli na plus
Korytarz. Ze swojego mieszkania wychodzi Paździoch, idzie do toalety. Puka do drzwi, okazuje się, że w środku jest Boczek.
Boczek: Zajęte!
Paździoch: Jak zajęte, karwasz twarz! Wyłaź pan stamtąd natychmiast!
Boczek (chichocze): Zaraz!
Paździoch (oburzony): Czego pan tak mordę cieszysz! Kibel to nie jest maraton uśmiechu, żeby rechotać jak żaba!
Słychać spuszczanie wody, wychodzi Boczek z gazetką dla mężczyzn.
Boczek: Panie, bo ja se normalnie podziwiam piękno natury naszej polskiej.
Paździoch: Pokaż pan to!
Paździoch zakłada okulary, bierze gazetę do ręki.
Paździoch (zadowolony): Eee, no to rzeczywiście. Jest na co popatrzeć, zobacz pan tu jakie ładne ananasy.
Boczek: No, a ta jaki ma fajny tyłeczek.
Paździoch: No, i jaka zgrabniutka, z twarzy też niczego sobie. Rekwiruję to.
Paździoch zamyka gazetę, chowa do kieszeni.
Boczek: Zara, panie! Jakim prawem?
Paździoch: A takim, że toaleta ani prywatny-publiczny korytarz nie służy do szerzenia i promowania pornografii erotyczno-seksualnej!
Boczek: Ale jak to?
Paździoch: A co by było gdyby zamiast mnie w toalecie chciało się wypróżnić dziecko albo dajmy na to osoba duchowna? Pan jesteś degenerat społeczny i w ogóle przypominam, że ta kamienica została wyświęcona przez księdza i to jest święta ziemia!
Boczek: Nie przesadzaj pan, świętej pamięci pan Borysek też se regularnie czytywał to i owo i jakoś nikt nie robił afery.
W tym momencie z klatki schodowej wchodzą Halina z pracy razem z Heleną.
Helena: O, widzi pani? Już się zwołują na wódkę.
Boczek: Dzień dobry, moim szanownym sąsiadkom.
Halina: Dzień dobry.
Helena: Marian! A co ty tam masz w kieszeni?
Paździoch: Co? A, to. Nie, to pana Boczka jest, właśnie mu miałem oddać. (do Boczka) Panie no niestety tam nie piszą jak skutecznie usunąć kamień z wnętrza pralki. Są tylko jakieś pierdoły o pieleniu ogródka i zasadzaniu kwiatków.
Marian oddaje Boczkowi gazetę.
Helena: Zaraz, zaraz. Panie Boczek, pokaż pan to!
Boczek: Ja? Ale to nie moje jest, ja se nie mam pralki. Ja w ręku se pierę.
Helena: Dawaj pan to!
Helena wyrywa Boczkowi gazetkę i przegląda.
Helena: No proszę, piękna praleczka i jak ładnie zbudowana. Marian! Ty stary łysy zboczeńcu, wstydziłbyś się, jaki ty przykład pokazujesz!
Marian: Ale Helena, to nie tak jak myślisz. Szedłem do kibla...
Helena: Gówno mnie to obchodzi! Natychmiast do domu i masz szlaban na wychodzenie z domu! A niech ja cię tylko zobaczę z jakąś kolorową gazetką albo co gorsza z jakąś lafiryndą to normalnie od razu zostaniesz skierowany najpierw do szpitala, a potem do przytułku!
Boczek zaczyna się chichrać pod nosem.
Paździoch: Zamknij się pan!
Halina: Przepraszam, że przerwę, ale mam sprawę do państwa.
Helena: Tak? A o co chodzi?
Halina: Może nie będziemy rozmawiać tutaj pod toaletą. Zapraszam państwa na wieczór na herbatkę do mnie. Tylko nic nie mówcie Ferdkowi.
Helena: No dobrze, przyjdziemy.
Halina: To do widzenia, idę robić obiad.
Halina idzie do mieszkania, Paździochowie z Boczkiem zostają pod kiblem.
Helena: Marian, do domu!
Marian idzie do mieszkania, Helena oddaje Boczkowi gazetę.
Helena: A pan to by se lepiej jakąś kobitę znalazł, a nie gołe baby w gazetach oglądał.
Helena idzie do mieszkania.
Scena 2
Salon. W fotelu śpi Ferdek. Wchodzi Halina.
Halina: Ferdek, wstawaj!
Ferdek: Co, co się stało?
Halina: Masz tu 100 złotych, weź je...
Ferdek: Nie, Halinka. Ja nie będę na żadne zakupy chodził, nie!
Halina: Daj mi skończyć. Weź je, idź i nie wracaj do wieczora.
Ferdek: Halinka, o co ci znowu chodzi?
Halina: O nic. Żona prosi męża, aby opuścił dom w godzinach wieczornych, ponieważ będzie miała gości.
Ferdek: Tak? A kogo?
Halina: A co to męża gówno obchodzi. Ma wziąć te pieniądze i iść się uchlać jak świnia beż żadnych konsekwencji!
Ferdek: Jak ty powiedziałaś?
Halina: Tak jak słyszałeś.
Ferdek: Poczekaj chwilę.
Ferdek wstaje, podchodzi do mebli, wyjmuje z szafki dyktafon.
Ferdek: Proszę, powtórz to bo normalnie nie wierzę.
Halina (do dyktafonu): Masz iść i się upić beż żadnych tego konsekwencji z mojej strony.
Ferdek: No. I teraz jest gitarka.
Ferdek bierze od Haliny pieniądze i wychodzi.
Scena 3
Wieczór, salon. Halina siedzi w fotelu, po chwili wchodzą Paździochowie z Boczkiem.
Halina: O, witam państwa! Siadajcie, proszę.
Marian siada w fotelu Ferdka, Helena z Boczkiem na kanapie.
Boczek: To o co się rozchodzi, bo zara balet mongolski się zaczyna, najnowsza edycja.
Halina: A więc tak. Zaprosiłam tu państwa w jednym konkretnym celu. Mianowicie - mój mąż, znany wszystkim Ferdynand Kiepski osiąga w najbliższą sobotę wiek emerytalny czyli 65 lat.
Boczek: To już wszystko, tak?
Paździoch: Panie Boczek, trochę kultury!
Halina: Ja chciałam państwa poprosić o pomoc w przygotowaniu dla męża przyjęcia-niespodzianki. Nie chcę, żeby Ferdek o tym wiedział, niech ma trochę radości w tym trudnym okresie.
Helena: A co my mielibyśmy zrobić?
Halina: Przede wszystkim pani mogłaby mi pomóc z ciastami i słodyczami, pan Marian mógłby ładnie przystroić mieszkanie, a pan Boczek załatwić coś tłustego do zjedzenia. Ja oczywiście dobrze zapłacę.
Marian: No... a ile?
Helena: Marian! Pani Halinka to nasza dobra sąsiadka, ani grosza od niej nie weźmiemy. Ja lubię sobie czasem coś upiec i pogotować, więc to będzie dla mnie przyjemność. Marian też z dużą przyjemnością kupi coś dla pana Ferdka za swoje, prawda?
Zostaje pokazany wkurzony Paździoch.
Halina: A pan, panie Boczek?
Boczek: No mnie to się spieszy, bo zara...
Halina: Tak, wiem. Ja się pytam czy pan pomoże?
Boczek: No jak nie pomogę jak pomogę. A ile tego ma być?
Halina: No więc tak: pół świniaka, trochę parówek i kiełbasy. Ale - najważniejsze - żadnego alkoholu. Jak Ferdek nie będzie wiedział, to nie będzie się gorączkował i liczył, że wódki zabraknie. Tak więc panowie, żadnego alkoholu mu nie kupować, pani Helenka mogłaby upiec jakiegoś torta...
Boczek: Przepraszam, że przerwię, ale mogę se iść?
Helena: A idź pan w cholerę i nie truj dupy!
Boczek (wstaje): Dziękuję. Do widzenia.
Wychodzi.
Scena 4
Sypialnia, noc. Halina śpi, wchodzi pijany Ferdek, rzuca się w ciuchach na łóżko.
Halina: No gdzie tu w tych brudnych łachach się pchasz!
Ferdek: Halincia, ale żeśmy se popili z Badurą i Kozłowskim, normalnie jak se Kozłowski wstał to mu pasek pękł i spodnie z dupy spadły, mówię ci Halinka jakie jajca były!
Halina: Dobrze, jutro mi opowiesz, ja muszę spać, żeby rano wstać.
Ferdek: Ale poczekaj, bo jeszcze ci najlepszego nie powiedziałem. Normalnie idę se ulicą normalnie tylko Długą, bo to robią tam skrzyżowanie Jana Pawła z Toruńską i ...
Halina: Ferdek! Zamknij się wreszcie i idź spać, bo ja za chwilę dostanę regularnego szału!
Ferdek: Ale przecież miało nie być konsekwencji. No. I idę se tą Długą, idę, idę i se dojść nie mogie. Siadam se na ławce, bo to skwerek tam nowy zrobili...
Halina: Dosyć!
Halina wstaje, bierze kołdrę i wychodzi.
Ferdek: Ale gdzie ty idziesz? Jeszcze przecież żem se nie skończył.
Halina: Spać! Na wersalkę do pokoju!
Scena 5
Rano, sypialnia. Ferdek śpi w ciuchach, wchodzi Halina z walizką.
Halina: Ferdek, wstawaj!
Ferdek: Co się stało? Co to za walizki, wyjeżdżasz gdzieś?
Halina: Ja? Nigdzie. To ty wyjeżdżasz.
Ferdek: Ale gdzie?
Halina: Do wujka Władka na wieś, na trzy dni.
Ferdek: Ale Halinka, mnie się nie chce do niego jechać, to jest przecież pijak i alkoholik.
Halina: Słuchaj, za pół godziny masz PKS. Proszę natychmiast wstać, ubrać się, wziąć 200 złotych, walizeczkę i pomykać na dworzec, jasne?
Ferdek ożywia się, wstaje z łóżka.
Ferdek: Ile? 200 złotych? Halinko moja kochana, już jadę.
Ferdek wychodzi z sypialni.
Halina (sama do siebie): Może i będę się smażyć za to w piekle, ale trudno.
Scena 6
Kuchnia. Halina stoi przy kuchni, gotuje. Wchodzi Helena.
Helena: Dzień dobry, można?
Halina: Proszę, niech pani siada.
Helena: Ja w sprawie tej niespodzianki jutrzejszej. Jaką polewę woli pan Ferdek - śmietankową czy czekoladową?
Halina: Wie pani, że nie wiem. Niech pani da pół tak a pół tak. A jak tam pan Marian?
Helena: Jak jak? No normalnie, zapieprza na bazarze.
Halina: A pani mu już odpuściła to przewinienie?
Helena: A, to o to pani chodzi. Właściwie to ja nie mam nic przeciwko, niech se czyta te gazetki jak lubi. A że nieraz się na niego krzyknie, to trzeba. Chłop musi wiedzieć, że nie on w chałupie rządzi.
Halina: Święte słowa, pani Helenko.
Helena: Wysłałam go dziś po jakiś prezent dla pana Ferdka. A pani co mu kupiła?
Halina: Dałam mu już 300 złotych.
Helena: No. I po problemie. A co on z nimi zrobił?
Halina: Dałam mu najpierw 100, potem 200 i wysłałam na wieś, żebyśmy mogli przygotować mu tą niespodziankę. A jak on je wykorzysta to my obie już dobrze wiemy.
Helena: A myśli pani, że Marian inaczej by zrobił? Ostrzegam panią, że kiedy mnie zabraknie na tym świecie to trzeźwy Marian Paździoch będzie zjawiskiem rzadszym niż całkowite zaćmienie Słońca.
Scena 7
Korytarz. Ze swojego mieszkania wychodzą elegancko ubrani Paździochowie.
Helena: Marian, masz te prezenty?
Paździoch: Mam, spokojna twoja rozczochrana.
Helena: A co ty w ogóle mu kupiłeś?
Paździoch: Zobaczysz, pan Ferdek na pewno się z tego ucieszy. To jest coś w sam raz dla emeryta.
Z klatki schodowej wchodzi Boczek w garniturze i z wózkiem na którym jest świniak.
Paździoch: A co pan tam taszczysz?
Boczek: No jak co? Świniak ubity, podstawą dobrego przyjęcia jest odpowiednie wyżywienie.
Paździoch: A zdrowe to chociaż jest, czy rozjechane przez traktor gdzieś w polu?
Boczek: Panie, to wszystko jest chudziutkie, zdrowiutkie. Zgodne ze standardami Unii Europejskiej.
Paździoch: Czyli, że co? Unia do świniaka daje rozwolnienie gratis?
Boczek: Panie Paździoch, jak pan nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to się pan nie odzywaj.
Helena: Właśnie Marian. Skończ już to pierdo lamento, bo dochodzi osiemnasta. Idziemy.
Wszyscy wchodzą do mieszkania Kiepskich.
Scena 8
Salon. Przy elegancko nakrytym stole siedzą Halina, Boczek i Paździochowie.
Halina: No gdzie ten jełop się podziewa? Już godzinę temu powinien być.
Boczek: Może go kosmici porwali.
Paździoch: Albo leży urżnięty w trzy dupy gdzieś na dworcu.
Boczek: No nic, nie będziemy czekać, bo jedzenie ostygnie i będzie niedobre.
Boczek chce wziąć coś ze stołu, zostaje uderzony w rękę przez Halinę.
Halina zapala świeczkę na torcie, wchodzi Ferdek. Wszyscy wstają i zaczynają śpiewać "Sto lat".
Ferdek: Zara! Cicho kurde! Halinka, zgaś tą świeczkę, nie rób cyrku. O co się rozchodzi?
Halina: No urodziny dzisiaj masz! 65 lat kończysz, na emeryturę idziesz!
Ferdek: No dobra, i co z tego?
Halina: No jak co? Impreza-niespodzianka będzie!
Ferdek (uradowany): Impreza? No to fajnie, panie Boczek pokrój pan tego świniaka, Halinka dawaj kieliszki.
Halina: Ale zaraz. Najpierw prezenty i życzenia. Ode mnie Ferduś dostałeś już te 300 złotych i możliwość upicia się jak świnia, więc życzę ci przede wszystkim zdrowia i wielu lat wspólnego współżycia.
Halina całuje Ferdka.
Paździoch: Ja natomiast życzę panu, aby jak najprędzej zniknął pan z zasięgu mojego wzroku i słuchu, najlepiej teraz, na zawsze i na wieki wieków amen. Proszę bardzo.
Paździoch daje Ferdkowi torebkę, Ferdek wyjmuje z niej prezent.
Paździoch: To prezent ode mnie i od małżonki.
Ferdek: Skarpetki. (ogląda je) O, nawet cena jest, 2,50zł. No dziękuję, dziękuję.
Paździoch: Tak, 2,50zł, ale mojemu znajomemu Chińczykowi podczas pakowania się na bazarze przypadkiem wyleciały, więc pozwoliłem je sobie wziąć za darmo. Ciepłe skarpety, żeby panu nóżki nie zmarzły kiedy pan będziesz siedział w swoim fotelu. Jak się jest w tym wieku, to krążenie staje się coraz mniejsze, co w gruncie rzeczy doprowadzi do rychłej śmierci.
Helena: Marian! Zamknij się!
Boczek: Tera ja. Panie, zdrowia, szczęścia i radości na co dzień z bycia emerytem. Tera pan będzie mógł legalnie se nic nie robić, a małżonka będzie mogła panu na kant dupy nasrać!
Halina (oburzona): Panie Boczek!
Ferdek: No co? Przecie dobrze chłop mówi, dziękuję.
Ferdek siada.
Ferdek: No dobra, oficjalną część mamy za sobą. Ale gdzie są napoje?
Halina: No masz przecież soczek, wino eleganckie francuskie i wodę mineralną.
Ferdek: Halinka, ty nie udawaj głupiej, bo my nie jesteśmy w Grecji. Gdzie jest wódka?
Halina: Nie ma i nie będzie. Cały tydzień mogłeś chlać do bólu, więc dziś spędzimy ten wieczór kulturalnie i na trzeźwo.
Ferdek: Ja pierdzielę taką imprezę.
Ferdek wstaje, podchodzi do szafy, otwiera ją.
Ferdek: Halinka, gdzie jest bombonierka?
Halina: Nie ma, wyrzuciłam.
Ferdek: Nie no, kurde! Ty widzisz i nie grzmisz! Halincia, ty masz teraz grzecha ciężkiego. Od dziada pradziada tradycja polska mówi, że w czasie urodzin i imienin należy spożywać alkohol!
Halina: Ferduś, skończ, dobrze?
Ferdek z powrotem siada przy stole.
Boczek: Panie, zdmuchnij se pan świeczkę i pomyśl życzenie. Podobno zawsze się spełnia.
Ferdek: Eee, tam. To jakieś pierdoły są, tak się robiło 100 lat temu na wsi.
Boczek: Panie, nie obrażaj pan, bo taka jest polska tradycja. Tak samo jak z tą wódką.
Ferdek: No to dobre, ja se pomyślę, żeby była wódka. Dawaj pan tego torta.
Ferdek dmucha świeczkę, wszyscy biją mu brawo.
Ferdek: No i co? Gdzie jest wódka?
Paździoch: Jak to gdzie? W dupie. To taki pic jest, na pewno się nie spełni.
Ferdek: Panie Paździoch, lepiej się pan nie odzywaj!
Wchodzi Edzio.
Edzio: Mimo, że nie mam na sobie gajerka ani krawata to składam najlepsze życzenia dla jubilata!
Ferdek: O! Pan Edziu! Dawaj pan co masz dać i paszoł won.
Halina: Ferdek!
Edzio: Ooo, jak pan jest taki nieprzyjemny to nie przekażę dobrej nowiny.
Ferdek: Jakiej nowiny? W ciąży pan jesteś?
Edzio: Nie w żadnej ciąży. Za ten saturator coś pan z niego wodę sprzedawał, będziesz pan teraz kasę dostawał.
Ferdek: Czyli że co?
Edzio: Czyli że w związku z osiągnięciem wieku emerytalnego będziesz pan dostawał państwową emeryturę. 300 zł miesięcznie.
Ferdek: Jak pan żeś powiedział? 300 złotych?
Edzio: No, i co miesiąc będę przynosił, ale tylko do rąk własnych. Tak samo jak było z rentą państwa szanownej Babki.
Ferdek: Halinka, słyszysz? Będę miał własne pieniądze! Dawaj pan.
Edzio: Już, już.
Edzio daje Ferdkowi pieniądze.
Ferdek: To ja mogę teraz kupić se prezent u Stasia! O kurde ale fajnie! Lepszego prezenta nie mogłem już chyba dostać! Widzisz pan, panie Paździoch? Marzenia się jednak spełniają!
Opowiadanie jak na możliwości Kiepskiego Widza przeciętne czyli 5/10. Jednak porównując ogólnie do poziomu twórczości z tego forum, ocenę ustalam na 7/10
Z jednej strony mamy tu wtórny pomysł przyjęcia (na teraz przypomina mi się kilka odcinków tv. wykorzystujących ten motyw, a pewnie jest ich więcej), z drugiej strony na plus zasługuje fabuła którą udało się na bazie tego pomysłu zbudować. Na plus:
- znakomita pod względem humoru pierwsza scena, właściwie każda wypowiedź miała wyraźny komediowy akcent. Wyróżnię: Paździoch (oburzony): ...Kibel to nie jest maraton uśmiechu, żeby rechotać jak żaba!
Boczek: Panie, bo ja se normalnie podziwiam piękno natury naszej polskiej.
Paździoch (zadowolony): ...zobacz pan tu jakie ładne ananasy.
Paździoch: ...toaleta ani prywatny-publiczny korytarz nie służy do szerzenia i promowania pornografii erotyczno-seksualnej!
Helena: O, widzi pani? Już się zwołują na wódkę.
Paździoch: ...niestety tam nie piszą jak skutecznie usunąć kamień z wnętrza pralki. Są tylko jakieś pierdoły o pieleniu ogródka i zasadzaniu kwiatków.
Helena: No proszę, piękna praleczka i jak ładnie zbudowana.
Jeszcze na plus sceny Paździoch który przejął gazetkę i jego argumentacja z tym związana. W dalszej części podobało mi się:
- dobrze ukazane przygotowania sąsiadów do przyjęcia (sceny 3, 6, 7). Trochę kłótni, nerwów, brak zachwytu inicjatywą ze strony Paździocha i niecierpliwy Boczek - wyszło bardzo wiarygodnie i wystarczająco zabawnie, choć poziom wypełnienia humorem niższy niż w scenie 1.
W wyżej wymienionych scenach zabawne było: Boczek: ...zara balet mongolski się zaczyna, najnowsza edycja.
Marian też z dużą przyjemnością kupi coś dla pana Ferdka za swoje, prawda?... Zostaje pokazany wkurzony Paździoch.
Halina: Dałam mu najpierw 100, potem 200... A jak on je wykorzysta to my obie już dobrze wiemy.
Helena: ...kiedy mnie zabraknie na tym świecie to trzeźwy Marian Paździoch będzie zjawiskiem rzadszym niż całkowite zaćmienie Słońca.
Paździoch: A zdrowe to chociaż jest, czy rozjechane przez traktor gdzieś w polu?
Paździoch: Czyli, że co? Unia do świniaka daje rozwolnienie gratis? W scenach 2, 4 i 5 z Ferdkiem wyganianym z domu przez Halinę dobre było:
- Ferdek wyciągający dyktafon aby nagrać słowa Haliny, Ferdek zamęczający Halinę swym pijackim gadaniem. Plusy ostatniej sceny nr. 8 to:
- Boczek który nie może się doczekać aby zacząć jeść,
- Ferdek który już na wstępie proponuje aby się napić plus jego dalsze narzekania na brak alkoholu,
- życzenia Paździocha (jak widać menda w każdej sytuacji ) : ...życzę panu, aby jak najprędzej zniknął pan z zasięgu mojego wzroku i słuchu, najlepiej teraz, na zawsze i na wieki wieków amen.
- prezent od Paździocha: skarpetki warte 2,50zł których nawet nie kupił a ukradł Chińczykowi z bazaru. I słowa podczas ich wręczania: Jak się jest w tym wieku, to krążenie staje się coraz mniejsze, co w gruncie rzeczy doprowadzi do rychłej śmierci.
- pomysł emerytury 300zł dla Ferdka. Na minus: Wtórny pomysł ogólny, o czym pisałem na wstępie, kilka nudniejszych linijek tekstu w scenach organizacji przyjęcia. Sceny, sytuacje obiektywnie ok, ale do których przyczepić się można:
- pierwsza scena bez związku z główną fabułą. Akcja właściwa zaczęła się dopiero pod koniec tej sceny, od słów Haliny: Halina: Przepraszam, że przerwę, ale mam sprawę do państwa.
- Ferdek wyganiany przez Halinę, który zbyt posłusznie poddaje się jej woli nie pytając o co chodzi. Myślę że serialowy Ferdek owszem, pieniądze by wziął ale też zainteresował by się dlaczego żona tak usilnie wygania go z domu.
- standardowe wejście Edzia i przeciętna rymowanka.
Mam mieszane odczucia po przeczytaniu opowiadania. Ma ono dużo plusów ale też wyraźne minusy. Na plus:
- początek z ,,Ojcem Tadeuszem", zabawnie prymitywną wersją wiadomego serialu. Bez związku z dalszą częścią opowiadania, ale dobrze wprowadzający czytelnika w komediowy nastrój,
- Paździoch i Ferek wynoszeni na tapczanach,
- Paździoch mylący drzwi od kibla z drzwiami do mieszkania,
- Ferdek który po 40-stu latach podchodzi emocjonalnie do sprawy z urwana klamką,
- fabuła która prosto i logicznie przenosi sąsiadów i ich wzajemne powiązania z kamienicy w inne miejsce. - Dobre dialogi:
Ferdek: Tak? A ja wiem, że ten twój ksiądz zgwałci dzisiaj gospodynię.
Halina (zaciekawiona): Tak? A skąd wiesz?
Ferdek: Ostatnie obrady sejmu były poświęcone temu tematowi. Paździoch: A co mnie to gówno obchodzi?! Idź pan stąd, bo pójdę do administracji albo na milicję!
Boczek: Tak właśnie poznałem mojego serdecznego sąsiada, pana Mariana. Jak pan widzi, panie Ferdku, od samego początku pan Paździoch darzył mnie dużym szacunkiem.
Ferdek i Halina są w nowym, pustym domu.
Halina: Ależ tu pięknie!
Ferdek: Halinka, a gdzie jest kibel? Malinowski: Aż to gnój jeden. Państwo się cieszcie, że w ogóle macie kibel! Dzwonił do mnie taki jeden idiota, który się zakwaterował w domu bez kibla! To dopiero jest dramat.
Ferdek: I co on teraz zrobi?
Paździoch: Jak to co? Pod siebie!
Dobre było też kiedy się okazało ze tym idiotą jest Boczek. Na minus:
Zgadzam się po części z PharellManem który napisał ze opowiadanie było nudne i wtórne, czyli:
- pomysł na odcinek kończący ŚWK czyli wyprowadzka z kamienicy to najoczywistsze (można też dodać banalne) rozwiązanie fabularne. Jeśli ktoś się spodziewa zakończenia które czymś zaskoczy i zostanie na długo zapamiętane, to niestety "POCZĄTEK KOŃCA" go zawiedzie.
- sentyment który chwycił trójkę bohaterów (a w szczególności Boczka) bardzo przypominał odcinek 107 ,Tradyszyn"
- interakcje trójki bohaterów w retrospekcjach czyli sceny pod kiblem i Paździoch przychodzący do Ferdka z wódką. Sceny zbyt schematyczne (lub mówiąc ładnie - klasyczne) w moim odczuciu, choć rozumiem że taki był zamysł Kiepskiego Widza. Podsumowując: opowiadanie zbyt monotonne i poprawne nie licząc początku z Ojcem Tadeuszem. Postawiłeś Kiepski Widz na lekki sentymentalizm z krzepiącym serce zakończeniem. Ja wolałbym mocne uderzenie tego za co Kiepskich pokochałem: absurdalnego, niepoprawnego humoru i fabuły wymykającej się serialowym schematom. Gdyby "POCZĄTEK KOŃCA" był scenariuszem na któryś tam z kolei ale nie ostatni odcinek ŚWK, dałbym 7/10. Jednak po odcinku kończącym serial wypada oczekiwać dużo więcej , dlatego daję tylko 5/10
Mój 16. scenariusz. Tym razem Ferdek z Waldkiem zakładają przytułek dla bezdomnych. Zapraszam do przeczytania i oceny.
"NĘDZNICY"
SCENA 1
Salon. Ferdek i Waldek siedzą w fotelach, na ławie stoją browary. Ferdek czyta gazetę.
Waldek: Tatuś, a powiedz ty mnie co to znaczy pomoc bliźniakowi swemu.
Ferdek: Jakiemu bliźniakowi, przecież ty nie masz bliźniaka.
Waldek: No właśnie. Bo ja żem se był ostatnio u księdza na spowiedzi i on mnie powiedział, żebym pomógł bliźniakowi swemu.
Ferdek: Walduś, no przecież ty jesteś mój jedyny synek, jak możesz pomóc komuś, kogo nie ma?
Waldek: No ja nie wiem, no tak powiedział.
Ferdek: To może mamuśka coś mu kiedyś naopowiadała na spowiedzi i teraz się księdzu przypomniało i ci gada takie pierdoły.
Wchodzi Halinka z pracy.
Ferdek: O, Halinka. Dobrze, że jesteś. Mam do ciebie pytanie. Czy ty nasz jednego syna?
Halina: No jednego, o siedzi tu i nic nie robi, tak samo jak ty z resztą. W pośredniaku byłeś?
Ferdek: Tu nie o mnie jest mowa. Walduś ma brata bliźniaka.
Halina: Czyś ty do reszty zidiociał jełopie jeden?
Ferdek: No tak mu ksiądz powiedział, a księża jak wiadomo nie kłamią i to jeszcze na szczerej spowiedzi.
Halina: A co on ci mówił o tym bliźniaku?
Waldek: Że mam mu pomóc.
Halina: A w czym?
Waldek: Tego już nie powiedział.
Halina: Walduś, a ten ksiądz ci przypadkiem nie kazał pomóc bliźniemu swemu?
Waldek: No tak, no mówię przecież, bliźniakowi.
Halina: Nie bliźniakowi, tylko bliźniemu.
Waldek: A to nie jest to samo?
Halina: Chyba jednak nie.
Waldek: To w takim razie kto to jest ten bliźni?
Halina: No każdy, no. Ja, tatuś, Mariolka, nawet pan Paździoch.
Halinka wychodzi do kuchni.
Ferdek: O nie, Paździoch na pewno nie!
W tym momencie wchodzi Paździoch.
Paździoch: Co nie ja?
Ferdek: Panie Paździoch, tu nie jest Afryka, tu się puka.
Paździoch: Przepraszam, że przerwę to popołudnie w gronie rodziny, ale mam do pana prośbę.
Ferdek: Czego?
Paździoch: Wraz z moją żoną Heleną wyjeżdżamy jutro na luksusowe, miesięczne wakacje na Florydę.
Waldek: Gdzie?
Ferdek: Floryda, Walduś. Takie miasto w Związku Radzieckim, pewnie zesłali dziada na Sybir, a nam wciska kit, że na wakacje jedzie.
Paździoch: Wręcz przeciwnie, jedziemy nie na Sybir, ale do ciepłych krajów.
Ferdek: Tak? A skąd pan masz na to pieniądze?
Paździoch: Tak się składa, że kuzynka Heleny ma na Florydzie sieć luksusowych hoteli pięciogwiazdkowych i możemy za darmo spędzić tam 30 dni, kąpiąc się w basenach i korzystając z luksusowych jachtów.
Ferdek: Panie, ale co mnie to gówno obchodzi?!
Paździoch: Chciałbym, żeby się pan zajął moim mieszkaniem w tym czasie.
Ferdek: No pewnie, pan se będziesz jeździł po luksusowych kurortach zagranicznych, a ludzie w Polsce z zimna zamarzają na ulicy zresztą!
Paździoch: Czyli co? Nie mogę liczyć na pana pomoc w sprawowaniu opieki nad moim mieszkaniem?
Ferdek: Liczyć pan możesz, ale nie za nic.
Paździoch wyjmuje spod kamizelki pół litra i stawia na ławie.
Paździoch: Może być?
Ferdek: To to jest do piątego, a gdzie tu jeszcze do końca miesiąca?
Paździoch: To ile pan chcesz?
SCENA 2
Przedpokój. Halinka idzie z sypialni do pokoju, gdy przechodzi obok drzwi wejściowych ktoś puka. Otwiera. Za drzwiami zauważa trzy zgrzewki piwa trzymane przez Paździocha, ale jego twarzy nie widzi.
Paździoch: Panie Ferdku, tak jak żeśmy się umawiali. Wystarczy?
Halina: Nawet za dużo. Ferdek!
Paździoch: To pani, pani Halinko? Przepraszam, ale nie widzę. Mogłaby pani odebrać ode mnie te piwa?
Przychodzi Ferdek.
Ferdek: O, pan Paździoch. Już biorę.
Odbiera od niego piwa, stawia na podłodze.
Halina: Czy wy możecie mi wyjaśnić co się tu dzieje?
Paździoch: Miałem panu Ferdynandowi zapłacić za opiekę nad moim mieszkaniem w czasie mojej nieobecności.
Halina: Tu za nic nie trzeba płacić. Mąż zrobi to z przyjemnością za darmo.
Ferdek: Ale Halinka...
Halina: Żadne ale. Zabieraj pan to piwsko i życzę miłych wakacji.
Paździoch daje Ferdkowi klucze, zabiera piwa z powrotem, wychodzi.
SCENA 3
Salon. W fotelach siedzą Ferdek i Waldek, Halinka stoi.
Halina: No piękny ty dajesz przykład dziecku! Ty powinieneś mu pokazywać jak należy pomagać bliźnim, ja się nie dziwię, że on nawet nie wie kto to jest skoro jego ojcu za wszystko trzeba płacić! Biznesmen się znalazł!
Ferdek: Halinka, no. Ja tak sobie zażartowałem, a Paździoch wziął to na serio.
Halina: Już ja znam te twoje żarty!
Zdenerwowana Halina wychodzi.
Waldek: Tatuś, ja chyba wiem jak mogę pomóc temu bliźniakowi memu.
Ferdek: Bliźniemu, Walduś.
Waldek: No. Ty żeś do Paździocha powiedział, że ludzie z zimna zamarzają.
Ferdek: No bo taka jest prawda. Dziad jeden z drugim jeździ se po Florydach, a uczciwi ludzie umierają na ulicach.
Waldek: To może my bym wykorzystali to mieszkanie Paździocha i przenocowali tam tych bezdomnych i zamarzających?
Ferdek (po chwili): Ty masz łeb, Walduś! To jest myśl! Tylko... co my z tego będziemy mieli?
Waldek: No... satysfakcję chyba, nie?
Ferdek: Dupa tam, satysfakcję. Znaczy ty będziesz miał, bo to twoja pokuta, a ja nie grzeszę, więc muszę coś z tego mieć. Co taki bezdomny może nam dać?
Waldek (po chwili zastanowienia): Piwo. Przecież cały dzień siedzą takie pijaki pod sklepem zapuszczone i piwo piją.
Ferdek (dumny): Cycu, ty inteligencję to normalnie po tatusiu żeś odziedziczył. Twoje zdrowie!
Piją browara.
SCENA 4
Korytarz, wieczór. Boczek kręci coś przy zamku do drzwi Paździochów. Ze swojego mieszkania wychodzą Ferdek z Waldkiem.
Ferdek: Czego pan tu szukasz, kurde!
Boczek lekko się przestraszył, wyjął drut z zamka.
Boczek (przestraszony): Kto? Ja? Nic... Tak se tu stoję rekreacyjnie.
Ferdek: Czego żeś pan tam kręcił w tym zamku tym swoim krzywym drutem?
Boczek: Ja nic żem nie kręcił, tak se z nudów...
Ferdek: Nie łżyj pan!
Boczek: No dobre, no. Bo Paździoch ma w lodówce mnóstwo pożywienia różnego rodzaju, głównie mięso. No i jak wyjeżdżał to mi powiedział, że mogę se wziąć trochę jego do zjedzenia.
Waldek: Ale że niby Paździocha?
Boczek: No Paździocha... mięso.
Ferdek: Ja panu nie dam, bo teraz ja sprawuję opiekę nad tym lokalem mieszkalnym. I proszę w ogóle opuścić to piętro i iść do siebie na górę!
Boczek: Ale panie, to się zmarnuje przecież.
Ferdek: Nic się nie zmarnuje. Zmykaj pan stąd.
Boczek: Tak? To co pan z nim niby zrobisz?
Ferdek: Gówno to pana obchodzi. Walduś otwieraj.
Waldek otwiera drzwi, razem z Ferdkiem wchodzą do mieszkania Paździochów, Boczek też chce, jednak Ferdek zamyka mu drzwi przed nosem.
SCENA 5
Korytarz, rano. Ferdek jest ubrany w garnitur, wokół niego stoi kilku bezdomnych oraz Walduś.
Ferdek: Witam panów, kurde w moim luksusowym przytułku dla bezdomnych.
Wszyscy biją brawo.
Ferdek: Na początku chciałbym ustalić pewne zasady. Mamy zimę, na dworzu piździ gorzej niż u Rusków na Syberii, więc ja jako troskliwy obywatel Rzeczpospolitej poświęciłem wam mój dach i daję go wam teraz nad głowę.
Znów wszyscy biją brawo.
Ferdek: Ale zara. Panowie, to nie jest tak cacy jak wam się wydaje. Przede wszystkim przebywacie tu jedynie w nocy, w dzień idziecie se na wycieczkę po mieście zbierając po drodze na opłatę za kolejną noc.
Bezdomny: Zaraz, jaką opłatę?
Ferdek: No dwa browarki za nocleg, przecież za darmo nikt tu was nie będzie trzymał.
Bezdomny: A, jak browarek to dobrze, bo już się bałem, że będziemy musieli do roboty iść.
Ferdek: Gdzie do roboty, panowie? Przecież ja was bym nie oddał na zmarnowanie. Dwa browarki dajecie i macie nocleg w pakiecie z kolacją.
Walduś (na ucho): Zara, tatuś. A skąd my będziemy brać im te kolacje?
Ferdek (na ucho): No jak skąd. Przecież Paździoch zostawił całą lodówkę i pół balkonu żarcia. Trzeba im to dać, żeby tylko Boczek się nie nachapał. (na głos): Tak więc panowie, tutaj (pokazuje mieszkanie Paździochów) jest pokój 4-osobowy, natomiast za jednego browara można spać w wannie z kolacją albo na materacu pod kiblem bez kolacji. Zapraszam w takim razie do rejestracji.
Wszyscy bezdomni podchodzą do Ferdka.
SCENA 6
Noc. Na korytarzu śpią bezdomni, z klatki schodowej wchodzi Boczek w piżamie, próbuje otworzyć drzwi od kibla, ale nie może, bo na materacu śpi bezdomny.
Boczek (sam do siebie): Co jest, w mordę jeża.
Kuca i zauważa śpiącego mężczyznę, przerażony biegnie do Ferdka, po drodze mija jeszcze trzech śpiących panów. Akcja przenosi się na przedpokój. Boczek wali do drzwi, z sypialni wychodzi Ferdek.
Ferdek: No idę, nie rozerwię się. (otwiera) Czego?
Boczek: Panie, bo tam normalnie nieboszczyki se leżą pod kiblem!
Ferdek (szeptem): Panie, nie drzyj pan mordy, bo ich obudzisz.
Boczek (szeptem): Panie, jak można nieboszczyka obudzić?
Ferdek (szeptem): Właź pan to panu wytłumaczę.
Boczek wchodzi.
SCENA 7
Kuchnia. Przy stole siedzą Ferdek i Boczek.
Ferdek: To jest luksusowy przytułek dla bezdomnych.
Boczek: To dlaczego oni śpią pod kiblem, a nie u pana?
Ferdek: Panie, a pan byś wziął takich smrodów do siebie?
Boczek: No nie.
Ferdek: No. Paździoch wyjechał, dał mi pod opiekę mieszkanie, więc wykorzystałem je na własny użytek.
Boczek: Ale to nieładnie tak jest.
Ferdek: A ładnie było się wkradać po nocach do sąsiada po jedzenie?
Boczek: No nie, no ale...
Ferdek: Żadnego ale i morda w kubeł. A spróbuj pan pisnąć Paździochowi słówko na ten temat to normalnie przysięgam, że pójdę do administracji i będziesz pan bulił za te wszystkie żaróweczki, które zniknęły z mojej prywatnej-publicznej toalety. Rozumiemy się?
Przestraszony Boczek kiwa twierdząco głową.
SCENA 8
Salon. Ferdek siedzi w fotelu, wchodzi Halina z pracy.
Halina: Ferdek, czy to jest prawda, że ty żeś tu otworzył przytułek dla bezdomnych?
Ferdek: No prawda, a skąd wiesz?
Halina: Szłam teraz normalnie z pracy i podchodzi do mnie ten Zdzich bezdomny co w śmietniku mieszka i mówi do mnie "Niech pani podziękuje mężowi za przenocowanie". To ja się pytam "Panie, jakie przenocowanie, o czym pan mi tu do mnie pieprzysz?", a on mi na to, że ty żeś tu przytułek otworzył.
Ferdek: Nie tu, tylko na korytarzu i u Paździocha.
Halina: Jak to u Paździocha?!
Ferdek: No normalnie, no. Walduś przynajmniej spełnia ten dobry uczynek dla bliźnich, przecież to on wymyślił ten cały nocleg dla bezdomnych.
Halina: Wiesz co, gdyby nie dobro naszego syna to bym ci nie odpuściła. Ale skoro tak, to dobrze. Niech oni sobie śpią na tym korytarzu, nawet u Paździocha w domu, dopóki nie wróci. Najważniejsze, żeby nie było ich u nas w domu. Chociaż sama nie wiem czy dobrze robię... Jak Paździochowie się dowiedzą...
Ferdek: Nikt się nie dowie, Paździoch wraca za 3 tygodnie, ociepli się i ich wtedy wyrzucę na świeże powietrze i będzie gitara.
Halina wychodzi do kuchni, po chwili wchodzi bezdomny.
Ferdek (po cichu): Co pan tu robisz? Moja kobita jest w domu.
Bezdomny (po cichu): Mam sprawę.
Ferdek (po cichu): Nie tutaj, chodź pan.
SCENA 9
Piwnica. Ferdek siedzi z bezdomnym przy piwie.
Ferdek: Tu możemy swobodnie pogadać. Mów pan.
Bezdomny: Panie, bo ja się chciałem zapytać czy są jeszcze jakieś lepsze miejsca niż na materacu albo na stole w mieszkaniu?
Ferdek: No, to zależy.
Bezdomny: A od czego, bo jeśli od zapłaty to jestem gotów dać każdą ilość, nawet ze dwie połówki.
Ferdek: Dwie?... No to może coś się znajdzie, ale tylko na jedną noc.
Bezdomny: Może być i jedna, byle by się tylko wygodnie wyspać.
SCENA 10
Wieczór, sypialnia. Halinka leży w łóżku, czyta gazetę. Wchodzi Ferdek z bezdomnym.
Ferdek: No, panie Zbychu, kładź się pan tutaj do wygodnego łóżka.
Zbychu kładzie się do łóżka obok Halinki.
Halina: Panie, idź mi pan stąd! Ferdek, ty normalny jesteś?!
Ferdek: No co? Zapłacił, to będzie spał w pokoju dla VIP-ów.
Halina: Przepraszam bardzo, ale ja sobie nie życzę spać z tym brudnym i śmierdzącym osobnikiem.
Ferdek: Nie szalej Halinka, ja się tu położę zaraz obok na podłodze, 8 godzin szybko zleci.
Halina: Zleci?! Zaraz ty stąd wylecisz razem z tym swoim Zbychem! Nie tak się umawialiśmy, Ferdek. Przytułek miał być, ale nie u nas w sypialni!
Halinka wstaje, wychodzi.
Ferdek: Gdzie ty idziesz, Halinka?
Halina: Spać, w normalnych, cywilizowanych warunkach!
SCENA 11
Korytarz, noc. Z klatki schodowej wchodzą Paździochowie z walizkami. Paździoch spogląda na leżącego mężczyznę pod kiblem.
Paździoch: Panie Boczek, alkoholiku jeden! Tu nie jest przytułek dla bezdomnych! Idź pan spać do siebie!
Bezdomny: No jak nie jest, jak jest.
Helena: Marian, zobacz, tam leżą następni.
Paździoch: Co się tu dzieje, karwasz twarz! Wstawać wszyscy!
Paździochowie podchodzą do swojego mieszkania, wchodzą do środka.
Paździoch: Jezus Maria, Helena mam zawał!
SCENA 12
Salon. W fotelach siedzą Ferdek i Waldek, na taborecie Paździoch.
Paździoch: Panie, ale co mnie to gówno obchodzi! Pan żeś zrobił z mojego mieszkania melinę dla pijaków i alkoholików! Ja pociągnę pana do odpowiedzialności, zamkną pana na dożywocie za zniszczenie cudzego mienia!
Ferdek: Panie, nie drzyj pan na mnie mordy, bo pan nie jesteś u siebie na bazarze! A co się panu tam zniszczyło, co?
Paździoch: No jak co? No... yyyy, no... smród gorszy niż w śmieciarze jakiejś!
Ferdek: To weźmiesz pan odświeżacza, psikniesz ze dwa razy i po problemie. Nam chodziło o to, żeby Walduś spełnił prośbę księdza.
Paździoch: To co, ksiądz chciał, żeby u mnie w domu jakiś przytułek dla menelstwa założyć?!
Waldek: Nie, no tak to nie mówił. Tylko kazał mi pomóc bliźniakowi.
Paździoch: Jakiemu bliźniakowi? Przecież ty nie masz bliźniaka.
Ferdek: Bliźniemu, Walduś. Pomoc bliźniemu swemu. Mówi to panu coś?
Paździoch: No mówi.
Ferdek: Panie, jak się proboszcz dowie, że pan żeś się tak wściekał na to, że inni pomagali biednym, to da panu tą samą pokutę i będziesz pan musiał rok rocznie bezdomnych u siebie przenocowywać. Chcesz pan tego?
Paździoch: No nie. No, jeśli to pomysł Waldusia i obowiązek kościelny, to mogę panom darować. Właściwie żadnych szkód nie ma, nic nie zginęło, chociaż nie... Jedzenia nie ma, które było w lodówce.
Ferdek: To żeśmy rozdali bezdomnym na kolację, lepiej, że oni to zjedli niż Boczek.
Paździoch: A co ma Boczek do mojego mięsa?
Ferdek: No jak co? Przecież pan żeś mu pozwolił je zjeść.
Paździoch: Ja? A w życiu!
Ferdek: To świnia jedna, oszukała mnie, no.
Paździoch: Tak być nie może! Ja zaraz idę do dziada i mu nakopię do dupy! Gnój jeden chciał się moim żarciem rządzić. Co to to nie.
Ferdek: Najlepiej to mu pan powiedz, że za to co zrobił pójdziesz pan do administracji i doniesiesz, że kradł żarówki w kiblu.
Paździoch: O, to świetny pomysł, panie Ferdku! Trzeba z gnojem zrobić porządek.
Ferdek: Ale zara panie, chwilę. Czemu żeś pan tak wcześnie wrócił z tych wakacji?
Paździoch: Okazało się, że kuzynka Heleny nie ma żadnych hoteli na Florydzie, zaprosiła nas jedynie do jakiejś nędznej jadłodajni, a warunki noclegowe były jeszcze gorsze niż tych bezdomnych u nas na korytarzu. Helena jak to zobaczyła mało z siebie nie wyszła. Brud, smród i ubóstwo. Tak właśnie wyglądały moje luksusowe wakacje na Florydzie.
Ferdek: To gratuluję, już dłużej pana nie trzymam, może pan już iść donieść na Boczka.
Paździoch: Z przyjemnością. Żegnam panów.
Ferdek: Żegnam i do widzenia.
Paździoch wychodzi.
Waldek: Tatuś, ja tu czegoś nie rozumiem. Po co ty żeś kazał donieść ty mendzie na Boczka?
Ferdek: Walduś, ja ci powiem taką prawdę. Jak jednemu pomagasz, to siłą rzeczy drugiemu musisz zaszkodzić. Tak ten świat został stworzony i inaczej być nie może, rozumiesz?
Waldek: No, tera chyba tak. To w tej pomocy bliźniemu swemu chodzi o to, żeby jednemu pomóc, a drugiemu zaszkodzić?
Ferdek: Dokładnie o to, synku. No, to zdrowie bliźnich naszych.
Ferdek i Waldek popijają browara.
KONIEC
Wystąpili:
Ferdek - Andrzej Grabowski
Waldek - Bartosz Żukowski
Halina - Marzena Kipiel-Sztuka
Paździoch - Ryszard Kotys
Boczek - Dariusz Gnatowski
Bezdomny - Stanisław Jaskułka
Odcinek p.t. "Nędznicy" wyszedł w miarę dobrze. Styl odcinków jak z dawnych lat zdecydowanie na plus, ale brakowało mi tu komedii. Akcja była ładnie zorganizowana, nie było jakichs nagłych zmian, przewrotów itp. Napisane bardzo profesjonalnie. 5/5 za styl, klimat itp, ale niestety tylko 2/5 za komedie Przykro mi, szczególnie że wiem że ja piszę badziewne komedie, ale moja ocena to 7/10.
PORWANIE
Dobry scenariusz z autorskim pomysłem i kilkoma śmiesznymi scenami, szczególnie podobały mi się sceny libacji. Fajnie, że zachowałeś klimat Kiepskich nie ściągając z tego co mamy w TV. Pociąg TV jak mniemam miał być parodią Teleexpresu? Mogłeś tutaj sparodiować Orłosia. . Dobra parodia pogody z Kretem. Edzio wpakowany jakby na siłę. Helenka z Halinką neutralne, reszta bardzo dobra. Moja ocena 8/10
Świetni ci "Nędznicy", powinieneś pisać scenariusze do prawdziwych odcinków. Genialnie oddane charakterystyczne powiedzonka i sposób wysławiania się każdego z bohaterów. Tekst Boczka "...bo tam normalnie nieboszczyki se leżą pod kiblem" - genialny.
- No wiesz pan na te erosy
- Jakie erosy?
- Normalne panie: gumiaki, prezerwatiwy. Tu se pan piniążka wrzucasz a tam se balon wylatywa, kondon!
"ŚWIĘTE NIE TUCZY" - geniusz w każdym calu! Mało się nie posikałem ze śmiechu, mimo, że fabuła to jakby wypadkowa "Wiara czyni cuda" i "Matka jest tylko jedna" to normalnie regularnie wymiata, obśmiałem się jak głupi, wyobrażając sobie Ferdka i Paździocha w sutannach jak odprawiają mszę, jeszcze jakby dodać scenę z choćby fragmentem tej mszy, mogliby się mylić, przekręcać, wymyślać jakiś swój porządek mszy itp...
- No wiesz pan na te erosy
- Jakie erosy?
- Normalne panie: gumiaki, prezerwatiwy. Tu se pan piniążka wrzucasz a tam se balon wylatywa, kondon!
W takim razie Przemas zapodaje pomysł a Wodzu przelewa go na papier, rzecz jasna pod okiem Przemasa, którego z kolei ja bedę troche przyziemiac by nie odleciał:)
Jak śmiesz?!
Just because you read it in a magazine
or see it on a TV screen
Don´t make it factual
Plusy:
+ początek
+ Waldek mylący ciągle bliźniego z bliźniakiem
+ wejście Boczka na korytarz nocą
+ scena w sypialni ze Zbychem
+ powrót Paździochów z Florydy
"POCZĄTEK KOŃCA"
Fajne opowiadanie, nieco sentymentalne, ale też z humorem. Sporo ściągnąłeś z tego co mamy w telewizji oraz sam motyw przeprowadzki też już była nawet kilka razy. Najlepsze to parodia ojca Mateusza oraz wspomnienia sąsiadów z młodości. 5/10
no....9/10, pan masz wenę, jedyne co mi się nie podoba to tekst Ferdka ,że może nasrać Paździochowi do ręki.... to jak na pana panie Widzu jest zbyt.....wulgarne panie , nie w pańskim stylu.
Reszta pierwsza klasa.
Jak śmiesz?!
Just because you read it in a magazine
or see it on a TV screen
Don´t make it factual
Nędznicy świetni!
Dobry pomysł na odcinek, akcje z Boczkiem (szczególnie gdy wpadł w panikę), starannie poprowadzone sceny, świetne dialogi oraz teksty
Na minus duża ilość Waldusia, za którym zbytnio nie przepadam, szczególnie gdy gra jedną z głównych ról oraz namawianie Paździocha w ostatniej scenie, aby złożył donos na Boczka. Dla mnie to troszkę naciągane było.
Scenariusz "Nędznicy" bardzo dobry, utrzymany w starym, dobrym klimacie. Bezdomny Zdzich leżący na jednym łóżku z Halinką to coś co chciałbym zobaczyć Taki odcinek byłby o wiele lepszy od nudnych "Ludzi bezdomnych" Yoki. Teksty zabawne, język świetnie odwzorowany. Na minus tylko to, że sceny były dość krótkie. 9/10
"Początek końca"
Bardzo dobry scenariusz - na plus wspominanie starych, dobrych czasów, przeprowadzka, wyścigi do kibla i znakomita końcówka. Chciałbym zobaczyć serial w stylu "Całkiem nowych lat miodowych" pokazujący nowe życie sąsiadów Na minus nudny początek. Ocena: 9,5/10, pana scenariusze to moje ulubiene są
Ostatnio zmieniony 2015-02-27, 10:17 przez murao22, łącznie zmieniany 1 raz.