[center]Opowiadanie, pt.
Zamieńmy się na pracę![/center]
Tworzę nowe opowiadanie. Nie wiem czy się wam spodoba. Zrobiłem na przykładzie starych odcinków, dzięki czemu mam nadzieję, że będzie pewna poprawa. Na początku będzie trochę nudno, ale potem akcja się rozwinie, obiecuję.
Jest 17 lipca 2012, lato. Ferdek i Waldek siedzą w pokoju gościnnym popijając piwo. Pstrykają pilotem po kanałach i po pewnym czasie stwierdzają, że nic ciekawego nie leci.
WIVWA Jakaś, Zupełnie inna: YO MADA FAKA, Jeee, BICZES ON DE BICZ, IN DE KLAB, FAK Jee!
Ferdek: Murzyny gupie, zupełnie inne.
TeWuPe Jeden: A teraz pogadamy o przyrodzie dzieci! - wydobywa się krzyk dzieci
Ferdek: G*wno dla niedorozwojów.
Reklama na Murzyn TeleVirzyn: A teraz zaprezentujemy wam piwo...
Ferdek: Tak, tak! - z uśmiechem
Reklama na Murzyn TeleVirzyn: ...bezalkoholowe
Ferdek: Eeee... - traci uśmiech
Waldek: Tatu, daj pilota.
Ferdek: Dobre, masz.
WyjEjczŁan: (szatanistyczne darcie) Umcia-umcia, pękłaa gumciaaaaa!!! Bo do dupyy z biedroniuńciaaaa!
Ferdek: Gupie wydarcie dupy! Dalej!
TeWyU Stajl: Rozbieranko dziewczyneczki! HyHyhaha, HyHyhaha - tańczący pedałek - Robimy zaje stylizację! Taką słitaśną
Waldek: Yhe, yhe. Głupi, śmieszny pedałek!
Ferdek: Może śmieszne, ale Cycu przełącz. Ja nie bede pederasty idącego na dwa fronty, tańczącego erosomańsko w okół durnych bab oglądał co się szczerzy jakby se muchy w zębach wydłubywał w reklamie od pasty do zębów, kręcąc palcem w nosie, no.
Waldek: Yhe, yhe... - zaśmiał się z wypowiedzi Ferdka i przełączył dalej
ForFanTiVi: Pięć ciastek. Du ju hir mi, meeen? Pięć ciastek.
Ferdek: Lubię MC Młotka, ale nie mam dziś humora, by trzepotać nogami jak on. Dalej...
Polsat HD: Truuudne Spraaawyy. - koniec czołówki - W programie: "Mięsny jeż, mięsny jeż. Ty go zjesz, ty go zjesz!"
Waldek: Ahahahahaha....
Ferdek: Przełącz Cycu, widziałem.
Esrka TeFau: A teraz Pitbull i jego utwór "I heving sex ływ mylion biczes rajt nał" z płyty "PitPornWorld"
Ferdek: Cycu, przełącz mnie te erosomany, albo daj mnie pilot!
Waldek: No masz - Waldek podaje pilot tatusiowi.
Dysgej Czanel: Hej Monisia. Daj mi te pomatkię, bo usta mi wysysychają jakbym na pustyni była, no. I chce se sułitasnie wyglądydać. - w tle słychać nie pochamowany śmiech.
Ferdek: To nie jest kurde śmieszne! To jest tragiczne! Wyłanczam!
Ferdek i Waldek siedzą w ciszy i pijąc piwo zastanawiają się co zrobić.
Ferdek: Walduś, wiesz co?
Waldek: Co?
Ferdek: Nudzę się, a ty?
Waldek: No, trochę.
Ferdek: Wiesz... - Ferdek łyka browara - browar się kończy, mamy mało kasy... - Ferdek się zastanawia - Może byśmy tak jakiego interesa zrobili?
Waldek: No dobre... ale jakiego?
Ferdek: Zara ja coś skombinuję. - Ferdek się głęboko zastanawia - Wiesz, moglibyśmy se robić u sąsiadów, albo z...
Waldek: Nie...
Ferdek: Czekaj Walduś, zara ja coś skombinuję... - Tak jak wyżej - Byśmy se tak zamienili się na dzień pracami, a na następny dzień inaczej, na odwrót i w ogóle.
Waldek: Na przykład tatuś?
Ferdek: Czekaj Cycu, daj wymyśleć... - szybkie przemyślenie - No na przykład ja se wezme pracę listonosza, a ty tej mendy Paździocha na bazarze.
Waldek: A czemu ty se na ten przykład nie weźmiesz pracy na bazarze?
Ferdek: Waldek... Cie pogięłło jak Jagiełło? Ja i Paździoch... - Waldek strzela se w czoło ręką - no. - myśli - Albo se już inaczej żem wymyślił!
Waldek: No jak?
Ferdek: No dajmy na to zaczniemy od jutra, co nie? - Waldek kiwa głową twierdząco - No i ja se pójdę na listononosza, a ty do Boczka skręcać kichie, dobre?
Waldek: No dobre. I co dalej?
Ferdek: No i dalej wchodzi pojutrze. Zamieniamy wuchji. Ja se biorę wykręcanie kich i robienie kiełubas, a ty se bieresz pracę biustonosza, dobre?
Waldek: No, no.
Ferdek: No a potem trzeci dzień pracy. Ty idziesz dla Paździocha pomóc z gaćmi na bazarze, a ja idę na pielęgniarkę, - Ferdek się wyprostowuje - i na tym kończymy.
Waldek: No a czwarty dzień z zamianką?
Ferdek: No przecie żem wszystkie wymienił... - łykną browara i wymignął się od pracy z Paździochem
Waldek: No może...
Wchodzi Halina.
Halina: Ferdek! Rusz dupę do roboty, bo mnie zaraz jasna cholera weźmie! Cały dzień harówy na nic!
Ferdek: Halincia, po co się drzesz? Przecie mam pomysła, hiehiehie!
Halina: I trzymam cię za słowo.
Waldek: No jak nie jak tak. - Ferdek i Waldek się uśmiechają
Następny dzień. Ferdek wraz z Edziem wchodzą na korytarz. Ferdek jest zdyszany.
Ferdek: Nie no... no... No ja panie Edziu już żem się zdyszał.
Edzio: Czym?
Ferdek: No tym... ekh - przerywa Ferdek - Rozwożeniem listów. Już chyba na tych rowerkach zapieprzaliśmy dobry kilmometr, jak nie lepiej.
Edzio: Ale o co panu chodzi? Dopiero żeśmy dwa domy odwiedzili, w tym tą kamienicę.
Ferdek: Muszę odpocząć, panie Edziu.
Edzio: Ale nam to mogą z pensji potrącić, i to słono. Bo nie po to się uczono, żeby gówno robiono.
Ferdek: Dupa tam, byleby co kolwiek zarobić... Mogie iść do domu?
Edzio: A pewnie, ale ze mną.
Ferdek: No to panie, korytarzem.
Idą i nagle Edzio staje, kładzie list Paździochowi i zapieprza jak motor do Ferdka
Ferdek: No szybciej panie! - i zamyka drzwi.
Na korytarz wchodzi Paździoch z torbami od bazaru.
Marian: Co tu się święci?- mała przerwa -O, list!
Marian podnosi list o własnych siłach i wchodzi do domu.
Dwaj listonosze siedzą w kuchni i ucztują przerwę wódką.
Ferdek: No to... Listy, ciasta, gupie dyrdymały, oby nam się porty miejsca trzymały.
Edzio: Oby!
Łykają wódkę.
Edzio: Na drógą nóżkę. Ludzie listy piszą, aż ich bardzo gęsto, obyśmy popijawy robili w PP, i to bardzo często.
Ferdek: Święte słowa, panie Edziu, święte słowa.
Obydwoje łykają wódkę. Nagle nastaje cisza i siedzą tak minutę.
Ferdek: To wracamy do roboty?
Edzio: Tak.
Po tych słowach panowie wyszli i poszli do wyjścia. Edzio zaczął śpiewać:
Edzio: Ludzie listy piszą, ziemniaki skrobają. Robią to tak często, że do mnie też je wysyłają. x3
Ferdek: (przy drugim razie z Ferdkiem z lekko przekręconym tekstem) Ludzie listy piszą, browary wypijają. Robią to tak często, że do mnie też je wysyłają. x2
Gdy panowie wychodzą z korytarza śpiewając przyśpiewkę z mieszkania wychyla się Paździoch:
Marian: Co ten nierób robi w Poczcie Polskiej? Przecież go od tak chop siup nie wezmą. - lekka przerwa i śmiech - Pewnie go doschło, że aż wreszcie zmądrzał, hehe, robotnik od siedmiu boleści. - zamknął drzwi wciąż się szczerząc
Tymczasem u Waldka i Boczka w rzeźni.
Boczek: Nie Walduś. Źle tą kichę skręcasz.
Waldek: No panie... Jak to źle.
Boczek: No pokaż mi tu tą kiełubasię. - Waldek podaje Boczkowi swe dwa wyroby - No popatrz. - Boczek wali mocno kiełbasą - Rozdupcyła się, czyli żeś źle ją zrobił.
Waldek: No dobre. No to daj pan skończyć tom drugoł.
Boczek: To rób, bo kaśka leci, w mordę jeża!
Pod koniec dnia Waldek czeka na Ferdka, który jeszcze siedzi w Poczcie Polskiej. W końcu przybywa.
Waldek: Tatuś! Przyszłeś se kurde! No nareszcie, bo już żem się martwił, że cie tam kontem normalnie po łebie biją.
Ferdek: Nie bój żaby synek, chodź do kuchni. - z mieszkania wychodzi Paździoch.
Marian: Panie, a czy ja będę maczał w tym trochę rączki?
Ferdek: Trzeciego dnia panie, trzeciego dnia.
Marian: No i dobrze. A w jaki sposób, jeśli mogę spytać?
Ferdek: Cycu będzie u pana zapylał.
Marian: No i dobrze. Niech się uczy fuchy, póki nie za stary!
Ferdek: I gitara!
W kuchni. Ferdek i Waldek podliczają swój zarobek, by kupić se browary i inne towary.
Ferdek: To Cycu, ja żem zarobił sto złoty z piątaczkiem, a ty?
Waldek: No jak żeś to powiedział to trochę mi żal... Pięć złoty...
Ferdek: Cycu. Nie ma się co smucić! Ważne, że se 110 złoty zarobiliśmy. A jak tego piątaka zarobiłeś?
Waldek: Bo żem zrobił dwie kiełubasy, ale do dupy, bo sie rozpiżdżały, no i kuniec. A ty tatuś jak żeś takom sumkę zarobiłeś?
Ferdek: Cały Wrocław żem rowerkiem przejechał i listy roznosił. A po powrocie taki zdyszany byłem, że - Ferdek trzęsie rękami - o, tak mnie się trzęsły rąki, o. - kończy machać rękami. - To co? Idziemy na browara?
Waldek: Tatuś, przecie pierwsza w nocy jest.
Ferdek: Monopolowy otwarty całodobowo Walduś! - mówi głośno z uśmiechem i nagle mówi ciszej - Tylko mamy nie obudź i możemy iść, hyhy, kurde, no. - pokazuje głową jak wyjść.
Waldek i Ferdek idą na paluszkach do drzwi, po cichu otwierają i wychodzą. Drzwi się zamykają.
Rankiem. Ferdka budzi budzik i nagle zrywa się z łóżka i zaczyna śpiewać.
Ferdek: Pobudka wstać, koniom wódy dać! Ja już trombię pół godziny, a wy śpicie s*****syny!
Halina: I czego się drzesz?
Ferdek: No do roboty idziemy, co nie?
Halina: Czy ja się nie przesłyszałam? Ty, nierób wieloletni idziesz do roboty?
Ferdek: Ehe.
Halina: Nie no... zatkało mnie... normalnie nadeszła wiekopomna chwila! Mariolka, dawaj aparat, trzeba to utrwalić filmem!
Mariolka: Po co?
Halina: Bo to po prostu na zdjęciu nie wiarygodnie będzie wyglądać!
Mariolka: No, masz.
Halina: (Stoi z aparatem) No, mów!
Ferdek: Idę do roboty pomóc Boczkowi w kręceniu kichy - fałszywy uśmiech.
Halina: Dzieci, oklaski! - z tyłu słychać klaszczącego Waldka, Mariolkę i Babkę. - Brawa, brawa...
10. godzin później. Ferdek z Boczkiem robią kiełbasy w masarni.
Boczek: Panie Ferdku! Wyśmienicie! Jak pan to robi?
Ferdek: Myśli pan, że wiem? Tylko pan się mojej babie nie wygadaj, bo mnie jeszcze do jakiegoś odśnieżania wezmie, i będę miał wszystko nadwyręreżone jak pierdyknę na lodzie.
Boczek: Spokojnie panie. Nic a nic nie powiem. Ale pańskie kiełbasy... mmm... wyborne, w mordę jeża!
Ferdek: Panie, według przepisu mej babci.
Boczek: Rozalii?
Ferdek: Nie babki. Panie, baabciii.
Boczek: Jak się nazywała?
Ferdek: No... Ferdynanda, czy jakoś tak... Nie ważne panie. Ubijaj pan świniaka, a ja se będę te kiełbasy robił, dobre?
Boczek: Pewnie, a do tego? ...
Ferdek i Boczek: Browar! - stukają w swe puszki
U Waldka. Waldek z Edziem wchodzą na korytarz swego piętra kamienicy.
Edzio: Jak ktoś może tak zhańbić Pocztę Polską Cycu?
Waldek: No, a-a-ale...
Edzio: Nie ma żadnego ale!
Waldek: A mogę se przerwe zrobić?
Edzio: Nie myśl o żadnej przerwie,
bo jest zapisane w moim nerwie,
żeby zasadzić ci kopa w dupę
mym kanciastym butem!
Waldek: No dobre... dobre...
Obydwoje wychodzą z korytarza. Z mieszkania wychodzi Paździoch.
Marian: Ej! A mój list od siostrzenicy? Miała mi coś ważnego do powiedzenia.
Edzio: Przeminął z wiatrem przez tego łysego typka obok mnie.
Marian: Waldek! Jak mogłeś?
Waldek: No a-a-a-a-ale-e...
Marian: Pfu! Nie mogę na ciebie patrzeć! - wchodzi z powrotem do domu trzaskając drzwiami.
Edzio: Chodź Cycu! Raus!
Waldek: No przecie idę. - drzwi się zamykają.
W nocy w kuchni. Ferdek i Waldek podliczają pieniądze.
Ferdek: No, Walduś. To dziś ile zarobiłeś?
Waldek: No nomalnie... złotówkę i kopa w dupę.
Ferdek: Uuu... To się chyba rozpłaczesz. Ja dostałem w masarni 75 złoty za nowy przepis na parówki "ParFerdki" i ich wykonanie. Do tego mam dostawać rentę w wysokości 75 złoty miesięcznie za ten świetny przepis.
Waldek: Tatuś. Jutro się kurde postaram!
Ferdek: Oby! A teraz do monopolowego.
Waldek: Ja vól, browar alkohol!
Ferdek: A jak!
Następnego dnia Waldek przychodzi z Paździochem na bazar.
Marian: To jak Waldemarze Stanisławie Kiepski, gotowy?
Waldek: No tak panie, no ale co mam robić?
Marian: Skoro chcesz coś zarobić, to musisz się niestety narobić. Idę na parę godzin połazić po mieście, i na kawkę, a ty pilnuj bazaru, rób reklamy bazaru i sprzedawaj gatki, tylko po cenie, którą ustaliłem... najwyżej w wyższej, poniemajesz?
Waldek: No... chyba taak.
Marian: No to dobrze. No to Raus, i do roboty!
Waldek: Aus Vidersen!
Marian: Tak, do widzenia...
Marian wraca z kawki po 5. godzinach. Widzi zrujnowany bazar, a w okół niego stojącego Waldka z parasolem.
Marian: Co... co... co żeś zrobił pajacu?
Waldek: No bo żem kopnoł w deskę, aż se normalnie gwóźdź się wziął i poluzował. Potem na tego gwoździa usiadły dwie grube muchy i sie nomalnie gwóźdź wykrzywił. No to ja je se chciałem odgonić, i żem zasadził kopa w wystającego gwoździa, no i wtedy wzieło coś zaczęło trzaskać no i, no i...
Marian: I?
Waldek: I... I SRUUUUUUUU... - pokazuje jak zapadał się bazar
Marian: Tak być nie będzie! Będziesz bulił! Nie ma kołaczy bez rozprawiaczy!
Waldek: Ale...
Marian: I koniec kropka!
Tymczasem Ferdek z Haliną pracują w szpitalu.
Ferdek: To Halina my se tylko siedzieć musimy i ewentualnie nocniki rozdawać z basenami dla chorych?
Halina: Nie, ja mam dzisiaj wolne. To ty to musisz robić w tym fajnym stroju pielęgniarki... - Halina zaczęła się śmiać z koleżankami z pracy.
Ferdek: HEhe, kurde, boki zrywać! - powiedział zażenowany Ferdek.
Ferdek z Haliną wracają do domu z pracy. Na korytarzu zaś stoi zdenerwowany Paździoch z Waldkiem.
Ferdek: Dobry. Czego?
Marian: Tego! - Marian pokazuje zdjęcie zrójnowanego bazaru z Waldkiem w środku
Ferdek: Co mi pan pokazuje jakie gruzy?
Marian: To mój bazar, a tu jest pański głupi synalek!
Ferdek: O kurde... Walduś... Ile czeba zabulić?
Marian: 1000 złotych i do tego pan jutro idzie do mnie do roboty, hahahaha...
Ferdek: Nieeeeeeeeeee...
Następnego dnia. Ferdek się o coś opiera. Nagle kamera się oddala i widać Ferdka na bazarze.
Ferdek: Muszę panie? Te gacie gorzej śmierdzą niż plastik Chiński!
Marian: Musisz! To kara za złe wychowanie synka!
Ferdek: Nie no...
Marian: Hasło?
Ferdek: Zakatrupię pana... - Ferdek zaczyna się wydzierać - GACIE, GACIE, CIEPŁE GACIE! TYLKO NA TYM BAZARZE, PAŹDZIOCHOWYM JAJMARZE!
Marian: Bravissimo! To ja se pójde na kawkę.
Ferdek: Zadław się pan.
Marian: Nawzajem sąsiedzie, hrehehee...
Po tych słowach Marian odchodzi. Ferdek zaś się namyśla po czym podnosi palca:
Ferdek: A ja mam pomysła, hyhy!
Marian wraca. Widzi uśmiech na twarzy Ferdka sprzedającego obuwiami jak ciepłymi gaćmi, i ciepłymi gaćmi też.
Marian: Panie Ferdku. Widzę, że pan się wkręcił w tą robotę jak gwódź do trumny.
Ferdek: Bo panie, stwierdziłem, że podniesę ceny za gówno Chińskię i dostaniemy więcej kasy panie! Trzeba trochi główkować, nie?
Marian: Prawda panie! To ile żeś już pan zarobił?
Ferdek: Ooo, panie. Cztery tysiaki, i tak jak się umawialiśmy 50% moje.
Marian: Ale od tych dwóch tysięcy muszę niezmiernie uciąć tysiąc.
Ferdek: Bo?
Marian: A pański synalek, mówi to panu coś?
Ferdek: Eh, niech będzi. No to podnosimy jeszcze do czegóś ceny?
Marian: Może te porwane kozaczki, co pan na to?
Ferdek: Wyżarte prze mole?
Marian: Korniki, bo z drewnianą podeszwą.
Ferdek: 1000?
Marian: 900.
Ferdek: Stoi.
Następnego dnia Ferdek siedzi w fotelu, a w okół jego i Waldusia jest 100 6-paków piwa "Mocny Full".
Ferdek: Otwieramy następne Walduś?
Waldek: No jak nie jak tak, hehe.
Ferdek: (trzask) To za kasę uczciwie zarobioną.
Waldek: No jak nie jak tak tatuś. Albo za kasiorkę, którą se teraz uczciwie trzepiemy.
Ferdek: Jak nie jak tak Walduś, no! - krzyknął z uśmiechem i razem z synem strzelił piwami o siebie jak przy toaście.
Nagle ktoś puka.
Ferdek: Przez okno! - zaśmiał się z synem - Żartowałem, kominem! - znowu zaśmiał się z synem - Znowu żartowałem, otwarte jest!
Nagle wchodzi czterech gości:
- Jan Gołąb - szef Poczty Polskiej, Wrocławskiej - łysy gość z głupim wyrazem twarzy
- Janusz Spaślak - szef masarni "U Janusza i Arnolda" - otyły gość z kaniblaczym wyrazem twarzy
- Ireneusz Pierdziboczkiem - ordynator szpitala, w którym pracuje Halina - koleś z nadwagą i okularkami wściekły na połowę personelu
- Marian Janusz Paździoch - bazarowiec - niezmiernie łysa głowa z niezmiernie małpią twarzą (widok na zdenerwowanego Paździocha)
Marian: To tu!
Ferdek: A kim panowie są jeśli se można wiedzieć?
Ireneusz: Ireneusz Pierdziboczkiem, ordynator, miło mi.
Janusz: Janusz Spaślak, masarnik, miło mi.
Ferdek: Ale ma pan spoconą rękę.
Janusz: Przykro mi.
Jan: Jan Gołąb, Poczta Polska, znamy się chyba.
Ferdek: No raczej kurde.
Marian: A ja się przedstawiać nie muszę, bo jestem pańskim sąsiadem...
Ferdek: ...i mendą bazarową. - Paździoch patrzy na niego małpim wzrokiem, jakby chciał go rozszarpać. - Dobra, pany, czego wy chcecie. Nie widzicie, że żem jestem zajęty z synem?
Marian: Czym?
Ferdek: A co mam za plecami?
Marian: Browary, i to cały stos.
Ferdek: No więc masz pan odpowiedź.
Jan: Ale my w pilnej sprawie. Otóż kamery zarejestrowały, że najpierw pan pracował, a potem kradł dla danej firmy, czy bazaru.
Ferdek: Ja?! Ja kurde?! Nie macie dowododu, szuje!
Jan: Janek, puść kasetę widełło.
Janusz: Już Jasiu.
Ferdek ogląda kasetę. Nagle w pewnym momencie widać, że ktoś się podszywał za Ferdka, bo miał źle przyklejoną maskę.
Ferdek: Oszust, oszust kurde! Kompromisacja, kompromisacja!
Marian: Jak to?
Ferdek: Przewiń Cycu. - Waldek przewija - Pauuza! O! Przyjrzyjcie się kurde!
Jan, Janusz i Ireneusz: Rzeczywiście! Przepraszamy. Dać pieniądze?
Marian: Nie! On już wystarczająco dużo dostał! Na dowód - wskazuje palcem na piwa - browary!
JJiI: Ale i tak damy panu, panie Ferdku 100 złotych, dobrze?
Ferdek: No jak nie jak tak! - Ferdek bierze pieniądze, a wszyscy we czwórkę wychodzą.
Nagle zza konta wychodzi Edzio.
Edzio: Ale jaja, ja pierniczę. Zamiast ochrzan dostał dyszkę.
Ferdek: Nie dyszkę, tylko stówę... a poza tym Won Mnie Stąd!
Edzio: Już idę Ferdasie Wszechmogący, swych browarów wnet broniący.
Ferdek: No. I gitara. - Ferdek wziął się za liczenie kasy.
Waldek: Tatuś. Ale jak to kurna możliwe, że ty tyle kasiory żeś natrzepał, jak ty największy ze mną leń w Polsce jesteś?
Ferdek: Walduś, Cycu. Powiem ci krótko i rozsądnie, żebyś zrozumiał. Bo na tym świecie Walduś, to są kurde rzeczy, o których się nawet samym fizjologom we śnie nie śniło, hiehiehiehie...
Waldek: Yhe, yhe, yhe...
Edzio na korytarzu:
Edzio: Czy na jawie, czy też we śnie,
głupi ma zawsze szczęście. - robi pozę nie wiedzącego
[scroll]
Koniec[/scroll]
Dla pewności napiszę, że pisałem te opowiadanie 3. dni. Lepsze od poprzedniego, które pisałem tylko 3. godziny?