[shadow=red]Obiecanki cacanki[/shadow]
[fade]
Opis: Marian Paździoch wszystkim obiecuje, że zrobi to, o co go ktoś prosi. Kończy się niestety na prośbach...[/fade]
[center]
Scena I - salon[/center]
Ferdek wchodzi do salonu z dużym kawałem drewna.
Ferdek: O kurde, łojojoj, jakie to ciężkie. <rzuca na podłogę>
Walduś: A tatuś, co to kurna jest?
Ferdek: Jak co? Drewno Cycu! Znalazłem se taki fajny kawał. Bez próchna! <Ferdek stuka w konar, nagle wypełzają mrówki, a kora pęka> To znaczy... no... tak jakby...
Walduś: A co se z tym będziesz robił?
Ferdek: No... wiesz Cycu... ni wiem jeszcze...
Walduś: To może tego... domek se jakiś do ozdóbki normalnie zrobić, i postawić koło telewizórka?
Ferdek: O! Cycu! To jest dobre! Tylko... kto mi to zrobi? Bo... ekh... mnie sie nie chce.
Walduś: Może Paździocha się zapytaj tatuś.
Ferdek: Dobre... W sumie czemu nie.
[center]
Scena II - korytarz[/center]
Ferdek wychodzi z mieszkania, i puka do Paździocha.
Paździoch: Witam panie Ferdku...
Ferdek: No witam panie Marianie...
Paździoch: Coś pan chciał?
Ferdek: Słyszałem, że ostro pan rąbiesz...
Paździoch: Hohoho! To aż tak się to rozdmuchało?
Ferdek: No tak! No i mam dla pana robutkę ręczną do wykonania, na mojej rzeczy...
Paździoch: <wygałusza oczy> Że co?
Ferdek: Walduś, turlaj klocka!
Waldek otwiera drzwi, i turla spory kawał drewna do Paździocha.
Paździoch: No, i co mam z tym zrobić?
Ferdek: Panie, po dobroci, taki normalnie fajniusi domeczek do postawienia przy telewizorku.
Paździoch: Aaale wie pan, za darmo nie wchodzi w rachubę...
Ferdek: Piwo...
Paździoch: Mało...
Ferdek: Do tego 2 Euro...
Paździoch: Wciąż mało...
Ferdek: No to jeszcze... Dolara!
Paździoch: Jakiego?
Ferdek: Amerykańskiego!
Paździoch: Stoi!
[center]
Scena III - mieszkanie Paździochów[/center]
Paździoch: Helena, patrz co mam! <pokazuje konar>
Helena: Phi, kawałek drzewa, wielkie mi tu...
Paździoch: A tak narzekałaś, że zimno w domu, i w ogóle... A teraz mamy ten konar!
Helena: No to wsadzaj do pieca, i nie piernicz! Bo to nie wytwórnia ciastek!
[center]
Scena IV - przedpokój[/center]
Pukanie do drzwi. Ferdek otwiera.
Ferdek: Czego?
Paździoch: Witam proszę pana.
Ferdek: Jak pan znów z tą wódą, to panie... może się pan wracać!
Paździoch: Spokojnie... <wyciąga z szlafroka piwa> Można?
Ferdek: A proszę bardzo! Proszę! <wpuszcza sąsiada>
[center]
Scena V - kuchnia[/center]
Paździoch: No i tak właśnie, można sobie spokojnie kupić piwo na zeszyt, bez obawy, że będzie pan musiał spłacać po dwóch tygodniach! Fajnie nie?
Ferdek: No fajnie panie, ale co z tym domkiem panie?
Paździoch: <w myślach>
Jak tu się wykręcić... hmm... <mówi normalnie> Wie pan... przykro mi, ale nie mogę... Helena, jędza jedna, wyrzuciła do pieca...
Ferdek: Ah, no to szkoda...
Paździoch: Szkoda, szkoda... Może nawet Szkoda Farbia. No ale cóż! Żyje się dalej! Co z tego, że projekt upadł?
Ferdek: ...Nie no panie! Pan to jednak jesteś menda, i to bez jaj panie! Prawdziwy chłop dotrzymuje słowa! Kurde... Wypierdzielaj pan stąd!
Paździoch: Ale...
Ferdek: WON!
[center]
Scena VI - salon/korytarz[/center]
Waldek: Tatuuś.
Ferdek: Tak synek?
Waldek: A masz normalnie, jak rozmienić 10 złotych po złotówce? Bo chce se coś kupić za złotówkę, a nie będę jak ten debil z dychą se latać.
Ferdek: Niestety nie synek.
Waldek: No to idę do Paździocha...
Ferdek: Nie Cycu! On ci nie rozmieni!
Waldek: Zobaczymy tatuś!
Wychodzi z mieszkania i puka do Paździocha.
Paździoch: Czego?
Waldek: Ma pan może rozmienić dychę po jedynaczku?
Paździoch: Ależ oczywiście... <wchodzi do domu i udaje, że szuka portfela> Ah! Właśnie se Walduś przypomniałem, że zgubiłem portfel...
Waldek: No to...
Paździoch: Do widzenia! <zamyka drzwi>
Waldek: No... No mendium normalnie no!
[center]
Scena VII - korytarz[/center]
Boczek puka do Paździocha.
Paździoch: Scheisse! Czego pan tak walisz, jak byk jałówkę?
Boczek: Walę? Hmm... Myślałem, że sobie tylko lekko, spokojnie, i wyrafinowanie pukałem... Nie ważne... Ma pan tą moją naprawioną empetrójkę? Bo miał pan dać do najlepszego reperowcy w kraju!
Paździoch: Przykro mi... Zgubiłem! Do widzenia! <Paździoch się obraca do domu, a z gaci wylatują mu słuchawki; zamyka drzwi>
Boczek: Chwila... Panie, to moje słuchawki są! Pan chociaż niech mi moje słuchawki odda w mordę jeża! <wali w drzwi> Panie Marianie! Panie Marianie! Skandal w mordę jeża, kompromisacja! <dalej wali w drzwi> No nie bądź pan jak Palikocury!
[center]
Scena VIII - korytarz[/center]
Na korytarz wchodzi emerytka z rozdziawioną paszczą. Puka do Paździocha. Ten wychodzi z mieszkania.
Paździoch: AAA! PANI CHCE MNIE POŻREĆ?
Emerytka: Nie... <wyciąga sztuczną szczękę i sepleni> Stucna ssęka mi wypatła s sawiasów.
Paździoch: No... i co z tego karwasz twarz?
Emerytka: Słysałam płotki, ze... <rozgląda się na boki> umie pan napuawiś...
Paździoch: Ależ oczywiście! Tylko niech mi ją pani pokaże... <bierze szczękę w ręce. Zauważa złoty ząb, stalowe dziąsła, oraz zawiasy ze złota> Będzie na jutro!
Emerytka: Aaa siękuje! <wychodzi zadowolona>
Paździoch: <brecht> Tępi ludzie... Ale i tak będę miał poparcie! <wchodzi do mieszkania> Helena! Mam kolejną rzecz na załatanie naszej dziury budżetowej! <pokazuje sztuczną szczękę>
Helena: No, fajnie, ale ty przecież masz swoje zęby łysa pierdoło!
Paździoch: To nie dla mnie... ale kto wie, czy tobie się nie przyda, bo już ci lata trójka... Popatrz, <pokazuje jej środek szczęki> tu masz czyste złoto z zęba, tu masz piękną stal z dziąsła, a tu zaś zawiasy ze złota!
Helena: Ale tu zawias pękł.
Paździoch: Rozsadziło, bo oszczędzali na złocie, a sprężyna ma ostre naparcie.
Helena: Czekaj... <próbuje rozgryźć pęknięty zawias> Faktycznie! Złoto! Marian, ty geniuszu!
Paździoch: Ich fortunelle!
Helena: Da da da!
[center]
Scena IX - pod sklepem U Stasia[/center]
Paździoch podchodzi do stolika prezesa Kozłowskiego, zauważywszy Malinowską.
Malinowska: O! Przyszedł nasz oddany pomaginier! Pan Marian!
Paździoch: Aaa witam panią, pani Malinowska! Dwa piwka jeśli można.
Malinowska: Aaa pewnie! Ale najpierw mi pan niech coś obieca... <wręcza mu stalowe klucze ze stali nierdzewnej> Niech pan naprostuje te klucze, bo mi się powyginały, a będę panu wdzięczna.
Paździoch: Zrobię to najszybciej jak mogę! A tera zachadzijta po piwa! I to on one leg!
prezes Kozłowski: No panie Marianie! To pan usiądzie może naprzeciwko, co?
Paździoch: Dobrze, czemu nie... <siada> Pan też coś chce?
Kozłowski: Wie pan... Zachciało mi się jabłek na zimę... A że wiem, że ma pan tam i ówdzie wtyki to... może by mi pan sprowadził kilo jabłek? Tych takich, antonówek najlepiej.
Paździoch: Oczywiście! 100 złotych, i kiedyś na pewno dostarczę!
Kozłowski: <wyciąga z kieszeni 100 złotych> No. Proszę.
Paździoch: <bierze stówkę, przegląda ją pod światło, wyciąga lupę i sprawdza szczegóły, po czym wyprostowuje na stole, składa równo, i chowa w kieszeni w swetrze, co zaś uklepuje> Dziękuje bardzo!
[center]
Scena X - salon\korytarz[/center]
Prowadząca: I to by było na tyle w dzisiejszym wydaniu PO co? Więcej materiału możecie znaleźć na POpaprańcy.net, tam między innymi POlityk, który dużo obiecuje, a mało robi, i w dodatku POniża dobra krajowe. Do zobaczenia jutro, o tej samej godzinie!
Ferdek się śmieje. Nagle słychać jakiś hałas dochodzący z korytarza. Ferdek wychodzi z mieszkania.
Ferdek: Ludzie! Kurde! Co tu się dzieje!?
Emeryt: Panie Ferdku! Ten stary kokpit społeczny naobiecywał, naobiecywał, a ostatecznie gówno zrobił!
Emerytka: <sepleni> No! Mi obiesał ssenke napuawiś, a jus tysień jej nie wise!
Boczek: A mi moją MPtrójkę zajumał!
Malinowska: A mi klucze od sklepu zarąbał! A miał mi naprostować, bo mi się wygięły!
Kozłowski: A mi miał jabłka dostarczyć! Nawet 100zł już mu zapłaciłem!
Mariolka: A mi miał moją kolekcję staników zaszyć, które mi się porwały! To on zaszył, ale na następny dzień na jego bazarze już leżały, z plakietką, że Justyna Bimber je nosiła!
Wszyscy zebrani: Skandal! <walą w drzwi> Otwieraj k*tasie!
Nagle drzwi się otwierają!
Boczek: Luuudzieee! Zamek rozk**asiłem!!! W mordę jeża!
Paździoch: <boi się wyjść; z mieszkania> Chwilaaa! Ludziska! W rekompensacie mogę wam porozdawać ordery! Do wyboru: odrodzenia Polski, Orła Białego, albo Virtuti Militari!
Emeryt: Wypchaj się pan tymi orderami, może pan będziesz miał w końcu jaja ze stali!
Wszyscy tabunem wbiegają do Paździocha. Ferdek sie przygląda całej sytuacji ze zdziwieniem, ale szybko zaczyna się śmiać. Ludzie wybiegają z satysfakcją na twarzy, i się rozchodzą. Do wyjścia podchodzi obdarty Paździoch.
Ferdek: No! <śmiech> I co panie Paździoch? Fajnie tak było, naobiecywać, a potem nic nie zrobić?
Paździoch: Panie Ferdku, to był czysty zysk! Niestety, na niekorzyść dobrego mienia.
Ferdek: Ale powiedz pan, czemu pan tak robił?
Paździoch: Bo ja z charakteru jestem, jak Platforma Okłamywatelska - dużo obiecuję, mało robię, a nawet coś ukradnę!
[scroll]
Koniec[/scroll]
No, krótko mówiąc taki odcinek rodem siódmego sezonu ŚwK, gdzie najeżdżano na rządzących.
Można oceniać.