Świetny temat
Każda pora roku ma swoje wady i zalety i podobnie jak z porą dnia, to którą właśnie lubię najbardziej, często zależy od okoliczności, nastroju i oczekiwań. Bardzo, ale to bardzo kocham jesień, ale nie złotą, tylko taką szarą, mglistą, bezwietrzną, z kropelkami deszczu na gałęziach. To samo gdy taka pogoda jest zimą. Wtedy jest cudowny klimat wpędzający w refleksje i mam swoją ulubioną specjalną playlistę na te okoliczności przyrody i otoczenia. Zimą też łatwiej się dostać w wiele miejsc, które latem zarastają i czasem wtedy jest jedyna okazja, żeby coś sfocić
Uwielbiam też wiosnę, gdy wszystko już jest zielone i kolorowe, kwitną bzy i mlecze. Najbardziej lubię maj. Lato też ma fajny klimat, byle nie było nieziemskich upałów, bo je znoszę okropnie źle, typu jestem zmęczona, spocona, kręci mi się w głowie i dobiegnięcie do autobusu jest dla mnie prawie zabójcze. Wtedy każdego dnia z utęsknieniem czeka się na wieczór i noc. Zimą lubię jak jest w miarę ciepło i w nocy, wtedy czasem lubiłam sobie gdzieś posiedzieć i popatrzeć np. na światła z klasztoru, które latem są przysłonięte liśćmi. Nienawidzę za to takiej pogody jak teraz, czyt. śnieg i mróz
Nienawidzę śniegu i bardzo niskich temperatur. Nie mogę się doczekać aż to się wreszcie skończy.
W ankiecie zaznaczam wiosnę, chociaż chyba na równi kocham też jesienne mgliste dni i ciepłe letnie noce.
Moją ulubioną porą roku to zima, gdzie jest zimno i dużo śniegu, a nie taka zima, która wygląda jak jesień, np. ta, co jest w tym roku. Masakra...
Mam dokładnie na odwrót. Co fajnego jest w śniegu i zimnie? Człowiek marznie, brodzi w ohydnym śniegu jak nie zdążą odśnieżyć chodników, przy ulicach pełno paskudnego błota. Fuuuj. Dla mnie śniegu mogłoby nie być wcale. Nienawidzę jak leży i pada. Znacznie utrudnia życie, a ja wolę jesienną szarość niż to białe gówno, które w mieście jest i tak brudno-blotnisto-żółte (od psich szczochów). Taka zima to dla mnie czas przemarzniętych dłoni, stóp i twarzy, przemokniętych od śniegu butów, przedostawania się przez śnieg w ślimaczym tempie, jak jeszcze nie odśnieżą, błota przy ulicach i niebezpiecznych lub nieprzejezdnych dróg na peryferiach. Śnieg mnie tak frustruje, że już mi się robi niedobrze od niego. Ponadto jak tylko on spadnie, to i spada moja aktywność na każdej płaszczyźnie poza domem. Wtedy nawet nie mogę posiedzieć w moich ulubionych miejscach ani wyjść gdzieś na spacer nad staw, łąkę albo do lasu, a i po mieście się nie chce chodzić i nie lubię wtedy jeździć rowerem.