Trudno uwierzyć, że na tej stronie nie ma tematu tak dobrego serialu, jak "Chłopi".
Jest to udana, choć nie umywająca się w żadnej mierze do literackiego pierwowzoru, adaptacja legendarnej powieści, jednej z najwybitniejszych w historii polskiej i światowej literatury. Dzieła, które po latach upokorzeń i dyskryminacji doceniło znaczenie tej wyjątkowej grupy społecznej. A zarazem też dzieła pod wieloma względami wyprzedzającego swoją epokę (naturalizm, mieszanie literacko-poetyckiej wirtuozerii z gwarą ludową, dylematy moralne i odważne - jak na przełom XIX i XX wieku - przedstawienie kwestii uczuciowo-erotycznych). Reymont - tak, jak i przy "Ziemi obiecanej", w której przekoloryzował brak zasad i okrucieństwo burżuazji-przemysłowców, charakterystyczne raczej dla okresu już po rozwoju ruchu socjalistycznego - tuź przed I wojną światową i w międzywojniu, acz nie w takim zakresie - nieco przesadził - ze świecą na ówczesnej polskiej wsi szukać tak wyzwolonych obyczajowo i seksualnie zachowań, jak też dylematów moralnych. Niemniej, pięknie ukazał przemiany zachodzące u poszczególnych osób, zwłaszcza Hanki i Szymka, niewierność Antka, który w ostatniej chwili opuścił Jagnę, oraz słabość charakteru ostatniej wspomnianej (którą niektórzy pseudo-postępowi w III RP zrobili wręcz prześladowaną i nierozumianą przez otoczenie kobietą wyzwoloną), która łatwo ulegała potrzebom ciała i porywom serca, ale była też osobą o dobrym sercu, pobożną i wspomagającą biednych. I właśnie tej dychotomii postaw, dylematów moralnych, porywów serc, zapierających dech w piersiach opisów literackich przyrody, uczuć czy po prostu seksu nie udało się w serialu, a tym bardziej w jego filmowym skrócie, dostatecznie uchwycić. Do tego widać też ograniczony budżet, akcja dzieje się w zaledwie kilku lokalizacjach, zaś polska wieś - poza głównym tłem - tym dalszym bardziej przypomina PRL-owską, aniżeli tą sprzed ponad 100 lat. Poza tym - jak można było rolę Macieja Boryny powierzyć Władysławowi Hańczy, dość posuniętemu wówczas w latach, a szerzej znanemu, jako rubaszny dziadek Kargul z "Samych Swoich"? A Antek Boryna bardziej przypominający podstarzałego kawalera z PGR-u, niż literackiego mocarza o wyjątkowej urodzie? Nie mówiąc o nie umywającej się do literackiej Jagnie, granej przez Emilię Krakowską, starszą zresztą od swej postaci o kilkanaście lat, co widać gołym okiem i o Gustliku-Pieczce grającym Proboszcza - o, zgrozo! Na domiar złego w scenie wypędzenie Jagny w tle przejeżdża PRL-owski samochód. Niemniej, mimo wielu wad, słabości w stosunku do powieści, serial na pewno wart jest uwagi. Reżyseria, scenariusz, adaptacja i aktorstwo stoją na wysokim, nieosiągalnym dla współczesnych polskich twórców, poziomie. No i też wyjątkowo piękna jest muzyka w tle.
Daję 8/10 lub 5/6 - zależnie od skali ocen.