Tłusty Czwartek, czyli próba obśmiania narodowego zwyczaju obżerania się tłustym przysmakiem.
Ferdek nie chce podążać za tradycją. Uważa, iż pączki są niezdrowe. A tak naprawdę chce się napić, ale nie ma na to kasy, zaś Halinka, Paździochowa i Malinowska nie chcą go poratować. Żona z dziećmi i synową zmusza go jednak, by wbrew swej woli z samego rana poszedł stanąć w sklepowej kolejce.
Szkoda, że ten odcinek nie był wyemitowany na początku marca, bo jest do niewątpliwie odcinek okazjonalny, acz poza terminem. Pomysł ciekawy w zamyśle. W realizacji wyszedł dość dobrze. Fajnie ukazano bezmyślne podążanie za modą. I to, że Tłusty Czwartek nie ma obecnie z Wielkanocą i chrześcijaństwem za wiele wspólnego. Podobnie zresztą, jak i Karnawał. Co smuci. Kapitalna była ostatnia scena, gdy przedstawiciele kolejnych grup społecznych zmierzali przez park do sklepu za słodkim przysmakiem. Ciekawa i dobrze opowiedziana była historia Jolasi i Waldusia. Irytować mogło kolejne przeganianie Boczka przez Ferdka.
Jeden szkopuł może jednak przykąć uwagę. Yoka i Sobiszewscy, będąc czołowymi reprezentantami systemu, stroją się w piórka antysystemowców. Występując przeciw ślepemu podążaniu za modą, ukazują Ferdka i Badurę uznających, iż kiedyś było pod pewnymi względami lepiej. Pewnie tak, ale to, że jest gorzej, wynika, nie z naiwnej wiary w tradycję, a z jej skomercjalizowania, będącego jej zaprzeczeniem. To do pewnego stopnia zauważono. Nie pociągnięto jednak tematu do końca.
Narzekającym na brak Paździocha radzę się przyzwyczaić. Kotys jest coraz starszy, a końca serialu nie widać, więc można spodziewać się więcej takich sezonów, jak obecny - bez "Mendy".
W pełni zasłużone 8/10.